🌟Tajemna Tradycja Astrologii Wedyjskiej i Znaczenie Parampary🌟
-
Astrologia wedyjska, znana jako Dżjotisza, przez wieki była przekazywana w
sposób niezwykle sekretny, wyłącznie w rodzinnych liniach mistrzów [image:
...
sobota, 25 kwietnia 2015
czwartek, 23 kwietnia 2015
Zbiór rad dotyczących tarota, które usłyszałam od ludzi mądrzejszych ode mnie
Wciąż się uczę i nie
mam odpowiedzi na wszystkie pytania. Poznawanie tarota to przygoda na
całe życie i nie wiem czy można osiągnąć moment, w którym
powie się: „dość! Już wiem wszystko.” Tematem tego posta są
rady, które były bardzo pomocne i myślę, że warto je sobie wziąć
do serca. Lista ciągle jest otwarta i mogą dochodzić nowe punkty.
Te pokazują jaki mam stosunek do kart i do wróżenia. Może komuś
się to przyda.
- Odpowiedzi tarota nie są tak ważne, jak odpowiednio zadane pytanie. Jeśli pytanie będzie głupie, źle sformułowane, to i odpowiedź będzie głupia. Ten punkt wiąże się mocno z kolejnym, czyli:
- zadawaj poważne pytania, dotyczące istotnych spraw. A nie błahe, w rodzaju: pójść do kina na Kopciuszka, czy Pingwiny z Madagaskaru. Bo karty będą odpowiadać w błahy sposób. Jak ty rozmawiasz z tarotem, tak on z tobą. To rodzaj dialogu i język tej rozmowy jest istotny.
- Kładź karty tylko wtedy, gdy to konieczne i nie ma łatwiejszego sposobu na uzyskanie informacji. To w zasadzie łączy się z wcześniejszym punktem. Bo jest pokusa by korzystać z kart na prawo i lewo, w codziennych sytuacjach, by dowiedzieć się co słychać u kolegi, albo dlaczego koleżanka nie oddzwania.
- Tarot służy do różnych rzeczy, w tym do dywinacji, ale nie jest zabawką. Zabawa tarotem odpada.
- Podobnie jak lekarz, który sam się nie leczy, tak też tarocista raczej sam się nie diagnozuje. By to zrobić musi mieć ogromny dystans do siebie, a to łatwe nie jest. Jeśli ktoś nie potrafi się na taki dystans zdobyć, to nie powinien sobie samemu stawiać kart.
- Antydogmatyzm – tarocista nie powinien zbytnio przywiązywać się do jednego systemu. Można patrzeć na karty przez okulary A. Crowley'a, czy Osho, ale należy pamiętać, że to tylko okulary.
- Na koniec moje ulubione: Vir sapiens dominabitur astris, co można sparafrazować w następujący sposób: człowiek rządzi gwiazdami, nie gwiazdy człowiekiem. Należy uważać by nie stać się niewolnikiem tarota i astrologii. Gdy nie wychodzisz z domu bez rozkładu, to znak, że coś się dzieje...
wtorek, 21 kwietnia 2015
Czy tarot ma jakiś związek z efektem samospełniającej się przepowiedni, a jeśli tak, to czy to dobrze, czy źle?
Można
niekiedy spotkać się z zarzutem wobec tarota, że działa on na
zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Czyli gdy dana osoba
usłyszy, że czeka ją określone wydarzenie, i uwierzy w to, to się
to zrealizuje niejako samo. Gdyby nie słyszała, to byłoby inaczej.
Np. pani X słyszy od tarocisty, że za rok spotka miłość swojego
życia. I pani X tak się nastawia, że kieruje swoje działania w
stronę realizacji tego celu. I spotyka miłość. Wydawać by się
mogło, że to zjawisko jest pozytywne i nasuwa się pytanie dlaczego
używane jest to jako zarzut wobec kartomacji? Sprowadza się to do
kwestii czy tarocista programuje klienta, czy pokazuje mu to, do
czego niechybnie on sam zmierza. Moim zdaniem jest to spojrzenie na sytuację od zupełnie
niewłaściwej strony. I zamiast używać określenia
„samospełniająca się przepowiednia”, „efekt Pigmaliona”
czy „efekt placebo” powinniśmy mówić o „efekcie umysłu”.
Ale po kolei.
Pozytywne
myślenie i bycie na „tak” to świetne narzędzia do realizacji
celów i mózg dostając komunikat „na tak” buduje krótsze
połączenia i szuka efektywniejszych i szybszych rozwiązań. Bycie
„na nie” daje wolniejsze rezultaty i często podświadomie się
wtedy hamujemy. To jedna rzecz. Druga dotyczy niezwykłych
właściwości naszego umysłu. Buddyści mówią, że umysł jest
magikiem, bo wyłaniają się z niego różne stany, doświadczenia,
a nawet zwolennicy niektórych tradycji wadżrajany powiedzieliby, że
wszystko, cały świat się z niego wyłania, ale nie będę w to
wnikać. Za to przejdę do efektu placebo. Jest to niezwykłe
zjawisko. Pokazuje, że gdy myślimy, że spożywamy lek, to nasz
organizm reaguje tak jakbyśmy faktycznie przyjęli konkretną
chemiczną substancję. Używa się przykładów z owym efektem np.
by zdyskredytować homeopatię. Jednak jak dla mnie efekt placebo
pokazuje coś niesamowitego – jakim narzędziem dysponujemy i jak
słabo go na co dzień wykorzystujemy. Mamy w sobie naturalną
możliwość do autoregeneracji, uzdrawiania, zmieniania siebie i
swojego życia. Nie jest to tak proste, jak mówią zwolennicy
książki „Sekret”, ale nie jest niemożliwe. Allan B. Wallace,
były mnich buddyjski, który założył Mind and Life Institute,
organizację zajmującą się badaniem medytacji i jej wpływu na
umysł, nazywa efekt placebo efektem umysłu. I bardzo mi się
spodobało to określenie.
Efekt
umysłu – nasza naturalna zdolność to kreacji życia jakie chcemy
mieć. Ale niestety, nie jest to proste i nie działa na zasadzie „co
pomyślę, to się stanie”, ponieważ jesteśmy mocno uwarunkowani
naszymi nawykami, skłonnościami i różnymi zależnościami, które
nas ograniczają. I w końcu przejdę do tarota. Bo przez to, że
działamy pod wpływem programu, który sobie sami kodujemy, to
trajektoria naszego życia może być łatwa do przewidzenia. A tarot
jest narzędziem, które pozwala przewiedzieć gdzie i w którą
stronę zmierzamy. Analizuje naszą sytuację tu i teraz, pokazuje
mapę naszej przestrzeni z meta-perspektywy, do której nie mamy
dostępu, bo, jak mówi stare przysłowie, ciężko się zdystansować
od wody, kiedy siedzi się w basenie.
Jeśli
nawet tarot pokaże nam ścieżkę, której nie wiedzieliśmy i
idziemy nią, to nie jest to programowanie. To jest kreowanie własnej
przestrzeni w sposób wolny. Najczęściej tym co nas ogranicza
jesteśmy my sami i sami sobie robimy dużo szkody. Np. ktoś jest
dla nas złośliwy, a my cały dzień o tym myślimy i analizujemy.
To my sobie szkodzimy, kiedy ta osoba dawno już przestała.
Efekt
umysłu mówi o tym, że mamy dostęp do leczniczego źródła, które
jest w nas samych.
piątek, 17 kwietnia 2015
Tarocista przy pracy - ulubieńcy 2015
Tematem
dzisiejszego posta są moje ulubione talie. Uświadomiłam
sobie, że jak na miłośniczkę tarota mam bardzo mało talii!
Raptem piętnaście (w tym część to odmiany jednej talii, np. 2 rodzaje marsylskiego, wydanie Thota
małe i duże, Suligę w dwóch odsłonach - klasyczny Tarot Magów i tarot Suligi bardzo stare wydanie chyba z jakiegoś czasopisma). Ale jestem konserwatywna, aż to dziwne
jak na Wodnika, bo moje talie są klasyczne i powiedziałabym nawet,
że kanoniczne. Lubię talie, które mają długą historię i
których twórcy mieli coś do powiedzenia, albo wnieśli coś do
ezoteryki, albo takie, które mają swoją zagadkową historię, jak marsyl. Jakie warte są uwagi według mnie i jakich używam:
- Thot – jest piękna, pełna symboli, warstw, znaczeń i można ją wykorzystywać na wiele różnych sposobów. Aleister Crowley podkreślał, że wykorzystywanie jej tylko do wróżenia jest błędem i tak się nie powinno robić. Może i był zakręconym człowiekiem, ale trzeba przyznać, że stworzył naprawdę przydatne narzędzie do dywinacji i do poznawania tajemnej wiedzy. A jego system wart jest uwagi. Zgłębianie tej talii jest fascynujące, jednak ostatnio mam przerwę i nie korzystam z niej zbyt wiele.
- Initiatory Golden Dawn – świetna do wróżenia. Mam skłonność do komiksowości, a ta jest mocno komiksowa, co sprawia, że jest w niej lekkość, a nie ezoteryczny patos przygniatający swoim ciężarem i powagą. To dla mnie Thot w wersji light i za to ją lubię. To współczesna wersja talii złotobrzaskowych w ujęciu świetnie nadającym się do rozkładów.
- Osho Tarot Zen – ta talia jest genialna, bo Osho potraktował tarota psychologicznie. Nie ma tutaj fatalizmu w rodzaju: wyjdzie Wieża i jakaś katastrofa się szykuje, ale chodzi o transformacyjne doświadczenia. Jasne, psychologiczna interpretacja może być przy każdej talii, ale u Osho to samo i naturalnie wychodzi, jest dużo łatwiej. Świetne do analizy teraźniejszości. Bardzo głęboka i piękna talia. Uwielbiam jego zamianę mieczy na chmury – pisałam już o tym tu. Praca z tą talią może być bardzo przydatna dla własnego rozwoju.
- Lo Scarabeo Tarot – nowość, świeżo zakupiony, ale używam nieustannie. Czytelna, prosta, ładna talia. Komiksowość, którą lubię. Bardzo estetyczne obrazy i jednocześnie wymowne. Świetne jest to połączenie Thotha, Ridera-Waite'a i Marsylskiego, fajne działa na wyobraźnie i intuicje. Świetnie mi się z nią pracuje.
- Morgan-Greer – talia jest świetna. Uwielbiam jej intensywne i wymowne kolory. Ostatnio z thothowca stałam się rider-waitowcem, nawet nie wiem jak i kiedy to się stało. Ach ten tranzytowy Uran ;) :) Ale teraz RWS i klony wzięły górę. I używam ich równie często jako Lo Scarabeo.
- Marsylski – prostota, historia, czystość. Tak w skrócie można ująć atuty tej talii. Talii, która w zasadzie powinna być na pierwszy miejscu! Genialna, wspaniała talia. Pierwszy i najmocniejszy kontakt z tarotem. To od niej zaczęło się wszystko.
wtorek, 14 kwietnia 2015
O diable, pustej karcie i kilku innych tarotowych mitach
Wokół
tarota krąży wiele mitów, niedopowiedzeń i historii, które można
włożyć do worka z napisem "mambo dżambo". Jest to
intuicyjna technika dywinacyjna, która przypomina raczej rodzaj
sztuki. Obrazy, symbole, kolory współpracują z intuicją tarocisty
i w niezwykły sposób możliwe jest znalezienie odpowiedzi na wiele
pytań. Jak działa tarotowa wyrocznia? Na to pytanie każdy powinien
sam znaleźć odpowiedź. Może dlatego, że nie ma jednej i
uniwersalnej? A może dlatego, że poznawanie tarota jest mocno
związane z duchowym rozwojem i do pewnych rzeczy trzeba dojść
samemu? Jak myślicie?
Chciałam nazwać ten felieton „fakty i mity
o tarocie”, jednak poprzestanę na mitach, a fakty sobie odpuszczę.
I to nie dlatego, że jaki tarot jest, każdy widzi, ale dlatego, że
cały mój blog dotyczy faktów – opisuję symbole, sytuacje, karty
i to, jak one się realizują w życiu. Pora zatem na próbę
rozprawienia się z mitami. Lubię
myśleć o tarocie jako o rodzaju sztuki – sztuki analizowania
teraźniejszości i znajdowania odpowiedzi. Nie widzę w tym żadnego
niebezpieczeństwa, ani groźby. Spotkałam się jednak z tym, że
wiele osób boi się tarota i już samo to słowo sprawia, że chcą
się pokropić święconą wodą. Z takimi mitami do tej pory się
spotkałam:
- Za tarotem stoi Diabeł. Albo jakaś inna zła i demoniczna siła, która będzie żądała zapłaty za udzielenie wskazówek. Nie mówię, że tarot nie jest potężną energią. Może być niebezpieczny. Ale wszystko zależy od tego jak się do niego podchodzi. Ciężko mi wyobrazić sobie, że za tak przydatnym narzędziem stałaby jakaś mroczna i ociekająca siarką siła. Raczej stoi za takim myśleniem lęk przed tym, co nieznane. A wyobrażenie o demonicznej energii jest projekcją tego lęku.
- Karty otwierające i zamykające talię posiadają niezwykłe znaczenie i gdy wypadną we wróżeniu, to należy je odczytać. Nie. Te karty zawierają informację o wydawcy, czasem jakieś informacje o prawach autorskich. Spotkałam się z wyjaśnieniem, że to kwestia prasy drukarskiej – 80 kart łatwiej wydrukować, niż 78. Zatem dwie dodatkowe są po to, żeby to ułatwić. Używanie ich do wróżenia jest moim zdaniem trochę śmieszne.
- Jest wiele mitów dotyczących dodatkowych magów w talii Thotha. To nie była próba Lady Harris wyrażenia siebie, ani jej samowolka. Po prostu, jak w punkcie 2 – ułatwienie w druku.
- Kabała i tarot są powiązane od początku istnienia tarota – mit. Pierwszą osobą łączącą tarota z kabałą był Eliphas Lévi. Było to dopiero w XIX w., tak że tarot już trochę istniał.
- Tarot wywodzi się ze starożytnego Egiptu – to również mit. Antoine Court de Gebelin, okultysta żyjący w XVIII w. wykreował ten mit, który przez długie lata pokutował w ezoteryce. Pochodzenie tarota jest niepewne, jednak wiadomo, że to nie w Egipcie należy szukać jego źródeł.
To, jakim narzędziem jest tarot, zależy od tego, jaki status i rangę mu przypiszemy. Zatem
jeśli ktoś ma duży problem z lękiem, to dobrze byłoby
potraktować tarota jako zbiór kart. Nic więcej. Bo podobno
najlepszą obroną przed demonami jest niewiara w nie i racjonalizm.