sobota, 12 maja 2018

O zarządzaniu emocjami

O zarządzaniu emocjami
Emocje i praca z nimi to ważny element rozwoju. Każdy ma emocje, są one czymś bardzo naturalnym i potrzebnym. Pełnią one rozmaite funkcje. Nieprawidłowe podejście do nich może polegać na tym, że się je wypiera, bo to za mało duchowe, żeby czuć gniew, zazdrość, czy lęk. To w końcu trucizny, które mogą zniszczyć całą naszą zasługę gromadzoną przez lata. Takie metafory można spotkać w różnych miejscach, te emocje traktowane jako coś, co niszczy nas od środka, robią się problemem. Nie chcemy ich czuć, ale czujemy. Może dojść poczucie winy, że za słabo praktykujemy, albo do wyparcia ich. Człowiek próbuje stać się jakimś ideałem zbudowanym z cukru i z tęczy. A to wszystko i tak okaże się nieprawdą, bo jesteśmy właśnie zbudowani z tych najróżniejszych emocji, których nieustannie doświadczamy. Dopóki mamy w sobie nasiona karmiczne, te emocje będą się pojawiały czy tego chcemy, czy nie.
Ale każda emocja niesie informacje, jest po coś. Warto się jej przyjrzeć i posłuchać, jaki ma przekaz. Czujesz zazdrość, że ktoś robi coś lepiej niż ty? Zatem może to wskazówka, że w tej sferze warto się doskonalić? Zazdrość może być bardzo silnym motorem napędowym i sprawiać, że stajemy się lepsi i rozwijamy się. Nie musi nas wcale zniszczyć, ale może świetnie zmobilizować i popchnąć nas w tym kierunku, w którym zawsze chcieliśmy iść.

Gniew jest sygnałem, że w naszym życiu pora na solidny remanent, na przyjrzenie się sobie i sytuacji, w której jesteśmy. Może warto dokonać selekcji ludzi, którymi się otaczamy? Może warto trochę więcej czasu poświęcić na wizyty w galerii sztuki, na relaks? Taka emocje niesie informację, że coś w naszym życiu wymaga większej uwagi. Lęk chroni nas przed niebezpieczeństwami, sprawia, że możemy dbać o siebie, ale też bywa bardzo mobilizujący.

Stres jest zdrową reakcją na sytuacje, które nam zagrażają. Gdy może się prawidłowo zamanifestować, wówczas organizm przeżywa duży zastrzyk adrenaliny, po którym organizm wkracza w tryb regeneracji. Jest to coś, czego potrzebuje.
Emocje stają się dla nas problemem, gdy jest ich za dużo i gdy nie wiemy co z nimi zrobić. Gdy czujemy je od rana do nocy i mają tak silne natężenie, że bardzo ciężko jest wytrzymać. I...bum! Mamy wewnętrzną implozję emocjonalną, wypalenie, czy osłabienie systemu odpornościowego. W małych dawkach są one tym, co czyni z nas istoty ludzkie i pozwala nam funkcjonować. Czymś całkowicie naturalnym i potrzebnym. Kluczem jest prawidłowe zarządzanie nimi. Jak zacząć:

  • ważna jest akceptacja i pozwolenie sobie na odczuwanie całej emocjonalnej palety bez wyparcia, czy udawania, że nic się nie dzieje. To odczuwanie smutku, gdy się pojawia, odreagowywanie stresu, gdy czujemy napięcie, to pozwalanie by gniew się zamanifestował.
  • Nie stawiać się w pozycji ofiary. Co oznacza obwinianie innych za wszelkie krzywdy, jakie nam wyrządzili i czynienie innych odpowiedzialnymi za nasze nieszczęścia. Różne rzeczy się dzieją, ale to, jak na nie reagujesz to 100% Twoja odpowiedzialność. Czasem nie zmienisz pewnych sytuacji, ale masz wpływ na swoją interpretację wydarzeń.
  • Warto rozejrzeć się, czy nie ma wokół Ciebie dysfunkcyjnych ludzi, którzy ściągają w dół i osłabiają, albo takich, którzy Cię (nad)używają do czegoś. Nie trzeba się od razu odcinać, ale warto przyjrzeć się tym relacjom i nabrać odpowiedniego dystansu. To, kim się otaczamy wpływa na to, jak się czujemy.
  • Do codziennych nawyków, takich jak mycie zębów, dołączyć intensywny ruch. Organizm narażony na ciągły stres, a nie mogący go odreagować, nie czuje się zbyt dobrze. Intensywna aktywność fizyczna pomoże rozładować nadmiarowe emocje, gdyż przecież one nie tylko dotyczą umysłu, ale również ciała. Zadbaj o swoją energetykę i rób to, co podnosi Twój poziom energii w zdrowy sposób.
  • Zdystansować się do... tego co się dzieje w waszych głowach. Nawet jak pojawia się wewnętrzny krytyk, który chce wbić w was szpile, to nie musicie mu wcale wierzyć!
  • Uczyć się nowych interpretacji rzeczywistości. Stres jest reakcją na sytuację mocno związaną z tym, jak my tę sytuację przedstawiamy sobie sami w naszych głowach. Możemy funkcjonować na poziomie lękowym i myśleć sobie, że to co nas spotyka jest przerażające i budować w sobie lękową narrację. Możemy też traktować sytuację stresową jako wyzwanie i okazję do rozwoju i nauki. Sytuacja sama w sobie jest jakimś faktem, to nasza interpretacja sprawia, że ten fakt wydaje się nam miły, czy przerażający. A nad interpretacją można pracować.
  • Co zatem zrobić z emocjami? A może tak... nic? Po prostu pozwalać się im zamanifestować i odpuścić. Bez lgnięcia do nich, podsycania, tworzenia nowych. Czujemy emocję i ok. Ona zniknie i pojawi się coś nowego. Gdy się koncentrujemy i podsycamy te stany, jest bardzo mała szansa, że uda nam się od nich uwolnić. Zaczyna się wtedy rodzaj walki z emocją, która może się nigdy nie skończyć. To jest sposób dla osób bardziej zaawansowanych, gdyż wcale to nie jest takie proste.
Warto zadbać o rozwój na poziomie ciała i umysłu, o higienę mentalną i nie udawać, że się jest bardziej uduchowionym niż Buddha. Niebezpieczne jest też używanie duchowości do ucieczki i kompensacji. Niekiedy tak jest, że im ktoś ma więcej trudności, bólów, życiowych zmagań, tym bardziej potrzebuje uciec w tę duchową sferę. Jest to tak zwany duchowy eskapizm i z prawdziwą duchowością nie ma nic wspólnego.

Rozwój duchowy to bycie tu i teraz, akceptowanie wszystkich emocji i pozwalanie im się rozpuścić. To bycie przy zdrowych zmysłach, czyli pełny kontakt z rzeczywistością przez wszystkie zmysły jakie mamy. Odczuwanie, smakowanie, bycie tu i teraz.

Duchowość to nie jest tworzenie iluzji, kreowanie sobie fatamorgany, jakiegoś abstrakcyjnego celu, do którego dążymy. To bycie tu i teraz i umiejętność radzenia sobie w życiu nie krzywdząc przy tym nikogo.

Jednym z partonów duchowości jest Neptun. W astrologii jest on planetą związaną z odmiennymi stanami świadomości, mgłą, brakiem rozeznania w sytuacji, czy ucieczką od rzeczywistości. Warto pamiętać o tym, że rzeczywistość to jest to wszystko, czego doświadczamy i duchowość nie polega na ucieczce od tego i kreacji jakiejś tęczowej bajki, w której nie ma miejsca na szkodliwe emocje.


Akceptacja i pełne przeżywanie, to świetny sposób na pracę z emocjami. W tym poście opisuję inny sposób polegający na świadomym wytwarzaniu pozytywnych emocji, aby stopniowo budować w sobie zdrowe nawyki: Lekcja 9 Kielichów

czwartek, 3 maja 2018

Lekcja Dziewiątki Kielichów

Lekcja Dziewiątki Kielichów
W dzisiejszym odcinku mojego saturnowego-anty-coachingu chciałam opowiedzieć Wam o tym, czym jest mudita i co ma wspólnego z Dziewiątką Kielichów. Bo to całkiem ciekawe, a jednocześnie przydatne w duchowej praktyce. Gwoli wyjaśnienia – antycoaching, ponieważ moje podejście do duchowości jest takie, że nie chodzi w niej o jakiś rozwój, tylko raczej integracje z teraźniejszością, czyli pełne doświadczanie bycia tu i teraz. Bo tak jak jest, jest już doskonale. Tak przynajmniej uczą mnie moi nauczyciele, a ja próbuję wcielać te nauki w życie. Co wychodzi raz lepiej, a raz gorzej.

Ale właśnie, pojawia się zazdrość, że inni coś mają fajnego, coś im lepiej idzie, może nawet osiągnęli sukces. Co wtedy? Uczucie zazdrości bywa bardzo dokuczliwe i męczące, choć samo w sobie nie jest ano ani złe, ani dobre. Po prostu jest. Jednak wchodząc w tą emocję, wzmacniając ją, budując całą historię, może nas ta emocje nieźle wykończyć! Także dopiero to, co robimy z emocją może być szkodliwe, bądź pożyteczne. Może nam przynieść ulgę, albo doprowadzić do tego, że sami się zamęczymy.
Albo pojawiają się negatywne emocje i niechęć do samego siebie. Depresyjne poczucie niskiej wartości, które wiąże się z tym, że się nie kocha siebie samego, co powoduje, że ma się w głowie wewnętrznego krytyka, który cały czas komentuje i dokucza zabierając dobry nastrój. Trudnych stanów może być bardzo dużo i same w sobie po prostu są. Dopiero nasza reakcja na nie sprawia, że wchodzimy w mentalne piekło, bądź w mentalne niebo.

Co zatem można zrobić? Budda nauczał o mudicie, czyli radości z sukcesów i szczęścia innych osób. O tym, że warto cieszyć się, gdy widzimy, że komuś się coś udaje. Jest to rodzaj treningu. Podobnie Patańdżali zwracał uwagę, że kultywowanie miłości, współczucia, radości ze szczęścia innych oraz bezstronności jest drogą do oczyszczenia umysłu. Jest to zatem rodzaj praktyki, czyli czegoś co można ćwiczyć na poduszce medytacyjnej, by umysł stawał się coraz spokojniejszy i pełen harmonii.
Brahmawihary, czyli inaczej Cztery Niezmierzoności (miłująca dobrać, radość ze szczęścia innych, współczucie, wolność od pożądania i niechęci), to ważny element jogicznej i buddyjskiej ścieżki. Patańdżali napisał:

Poprzez pielęgnowanie uczucia życzliwości (maitrī), współczucia (karuā), zadowolenia (mudita), równowagi (upekā) wobec szczęścia, nieszczęścia, dobra i zła – oczyszczenie świadomości1. 

Wynika z tego, że według niego był to sposób, aby oczyścić umysł. Z jednej strony opisują one to, jaki powinien być efekt duchowej praktyki. Czyli z osoby przebudzonej te właściwości powinny same promieniować, nie musi nic już nawet robić. Po prostu w jej umyśle jest sama miłość, dobro, radość ze szczęścia innych. Osoba nieprzebudzona musi włożyć nieco wysiłku, by je mieć w umyśle, czyli trenować. Można to zrobić siadając na poduszce i wzbudzając w sobie miłość do siebie samego, do bliskich, do dalszych znajomych, do obcych ludzi. Po wzbudzeniu tego uczucia dobrze jest w nim trwać i odczuwać je. Kolejnym krokiem może być głębokie życzenie, abyśmy sami byli szczęśliwi, aby nasi bliscy byli szczęśliwi, oraz aby wszystkie istoty były szczęśliwe. Wzbudzanie w sobie tego uczucia jest piękną praktyką. Można wzbudzać w sobie radość ze szczęścia innych i przebywać w tym stanie. Nasz umysł będzie powoli budował w sobie nowe nawyki, nowe ścieżki, które z czasem mogą stać się automatyczne. Jest to z pewnością dużo lepszy sposób na spędzenie czasu, niż tworzenie w głowie gniewu, nienawiści, zazdrości, lęku czy chciwości.

Jeśli martwicie się, że ta praktyka stanowi rodzaj wyparcia, zepchnięcia szkodliwych emocji do podziemi umysłu, to moim zdaniem jedyną radą na to jest autentyczność. Czyli szczere i autentyczne odczucie życzenia sobie samemu szczęścia i innym, które powinno płynąć z głębi serca (bądź wprost z kanału centralnego).

Nazwałam to lekcją Dziewiątki Kielichów, ponieważ w tarocie marsylskim Jodorowskiego te kielichy stoją sobie obok siebie w równowadze i w harmonii. Jakby był to już prawie stan pełni szczęścia, ale to 9, więc jest działanie, bo 9 jest liczbą aktywną. I to działanie może polegać na dzieleniu się szczęściem i radością ze szczęścia innych. Pokazuje ona grupę, która działa w harmonii, współpracuje z sympatią. Każdy ma swoje miejsce i odbiera pozytywną energię od innych. Przepływ jest bardzo płynny, jakby stanowiły one tak naprawdę jedność. Sam Jodorowsky w swojej książce tłumaczy, że ta karta pokazuje stan, w którym emocjonalne spełnienie zostało osiągnięte i pora na to, by w tej sferze rozpocząć coś nowego. Ponieważ dziewiątka związana jest z tworzeniem czegoś nowego, zatem pora zagospodarować nowe emocjonalne obszary, wyjść ze sfery, w której się jest. Coś się skończyło i pora otworzyć się na nowy cykl, nową miłość. Liście na karcie są jesienne, zwiędnięte, pokazując, że pewien proces dobiegł końca.
Moim zdaniem na Dziewiątkę można również tak spojrzeć, że pokazuje ona co możemy z emocjami zrobić. Na poziomie duchowym możemy trenować radość ze szczęścia innych, współczucie i miłującą dobroć. Pokazują one gotowość na nową miłość, gotowość na nowy związek i bycie z kimś. A na poziomie duchowym możemy mówić o rozwoju pięknych właściwości w umyśle, które z nas promieniują, przelewają się i mamy ochotę się nimi dzielić. Bo kielichy mogą być wypełnione pięknem, dobrem, miłością, lub mogą być wypełnione trucizną, czymś gorzkim, czy okropnym w smaku. W znacznej mierze od nas zależy czym te kielichy wypełnimy, oraz co potem z tą energią zrobimy.



W odwróceniu mogą one pokazać, że w grupie ludzi jest dysharmonia, coś zaburza równowagę energetyczną, nie ma współpracy, są trudne emocje. Również to utrata poczucia bezpieczeństwa. Narastające trudności. Całkowite poświęcenie się jednej rzeczy/osobie/pasji kosztem innych. Kryzys emocjonalny. Osamotnienie, poczucie pustki. Nostalgia. Egoizm. Hulanki. Uzależnienie. Hedonizm. Na wierzch mogą wyjść błędy, niedoskonałości, uchybienia. Wcześniej tłumione emocje dochodzą do głosu – może to dać poczucie ulgi, wyswobodzenia się. Zgłębienie się w to, co się kryje za czyimiś emocjami, pod maską.

Tak naprawdę opisana przeze mnie praktyka może pasować do każdej karty z dworu kielichów. Bo w każdej z nich mamy naczynie, które może być wypełnione emocjami na różne sposoby, a relacje między kielichami pokazują co z nimi robimy dalej. Wybrałam Dziewiątkę, bo po niej jest Dziesiątka, czyli stan spełnienia. A według tradycji buddyjskiej praktyka Brahmawihar właśnie do takiego stanu prowadzi.  

Światło Eremity - w mojej książce, która już niebawem się ukaże, nie ma lekcji kart, ani antycoachingu, za to jest bardzo dużo informacji na temat interpretacji kart. :) 
Trochę o zarządzaniu emocjami - polecam również tekst o innym sposobie pracy z emocjami, który polega na przeżywaniu i akceptowaniu tego, co się pojawia.

1 JS. I.33.

poniedziałek, 5 marca 2018

Hity lutego

Hity lutego

Chciałam się z Wami podzielić tym, co mnie najmocniej zainspirowało w ciągu ostatniego miesiąca, co było moim ulubieńcem. Zatem zaczynajmy!

Alchemical Tarot
Prawda jest taka, że to nie tylko hit lutego, ale i sierpnia, września, października, listopada, grudnia i stycznia :) Uwielbiam tę talię i im więcej z nią pracuję, tym bardziej odkrywam jaka jest niesamowita. 


Pascal Voggenhuber
Byłam na spotkaniu z tym panem, który jest medium, jasnowidzem, spirytystą. Uwielbiam jego podejście do duchowości, które wyraża się w haśle: ciesz się tym życiem! Mocno zwraca on uwagę na to, by być tu i teraz i po prostu cieszyć się bliskimi, doświadczać rzeczywistości we wszystkich jej przejawach. Bo po to w końcu tu jesteśmy – by doświadczać.
Opowiadał bardzo dużo o swojej pracy, która naprawdę nie należy do łatwych, bo ma na co dzień kontakt z traumą. Wyjaśniał swoje rozumienie tego, co się dzieje z nami po śmierci, co było bardzo ciekawe, bo według niego zmarli idą do światła, przebywają w świetle i już nic od nas nie chcą. Żaden zmarły nie potrzebuje przeprowadzania gdziekolwiek, im jest dobrze. Pascal widzi zmarłych od dziecka, co zrujnowało mu pierwszy związek z dziewczyną, która uznała go za świra. Mimo tak trudnej tematyki spotkanie było pełne śmiechu. Co samo w sobie jest zadziwiające. To jest osoba, która niesie przesłanie, że największa duchowość nie jest wtedy, gdy uciekasz do jaskini, jeździsz z jednego warsztatu na drugi i masz coraz więcej inicjacji duchowych. Według niego największa duchowość jest wtedy, gdy siedzisz na kanapie z ukochaną osobą, ona puszcza głośno bąki, a ty się z tego śmiejesz. 


Atypical, serial
Chciałam tu umieścić serial, bo bardzo mi się podobał. Opowiada on o nastolatku dotkniętym autyzmem, który chciałby mieć dziewczynę. Najważniejszym przesłaniem tego filmu jest to, że wszyscy jesteśmy w jakiś sposób nienormalni i nie ma czegoś takiego, jak norma. Każdy ma swoje kuku.
Są momenty zabawne, są wzruszające i denerwujące. Twórcy starali się w miarę wiernie oddać psychologiczną prawdę o życiu autystycznego nastolatka i jego rodziny, pokazali jak mocno wpływa to na całą rodzinę. Siostrę, która przez to, że brat chorował, była jakby całkiem z boku. Matkę, która tak weszła w rolę opiekunki, że zapomniała kim jest, ojca, który się wstydzi chorego dziecka, nie umie się odnaleźć, ale on właśnie jest najfajniejszą postacią moim zdaniem. Jest terapeutka, która sama ma problemy emocjonalne i nie potrafi zbudować związku z mężczyzną, w jednym momencie się bardziej rozsypuje niż jej autystyczny pacjent. Myślę, że można wynieść z tego filmu rodzaj akceptacji – każdy jest indywidualnością, na swój sposób nienormalną i to jest piękne.

John Frawley, Interpretacja gwiazd stałych
Wiadomo. Świetna książka, genialny nauczyciel i astrolog. Mój mały wkład w ten projekt. Co tu więcej mówić. 


Alejandro Jodorowsky, Taniec rzeczywistości
Czytam już drugi raz, tak lubię Jodo. Ten artysta i mag opisuje swoje bardzo ciężkie życie, traumatyczne dzieciństwo i to, jak z tego wyszedł, jak sam się uzdrowił. Podróż duchowa opisana w piękny i mądry sposób. Jodorowsky jest świetnym lekarstwem na determinizm, który zagraża każdemu astrologowi. Bo on mówi, że bardzo wiele zależy od nas i na tym polega jego magiczny system, tzw. psychomagia. Łączy w niej elementy magii chaosu przyprawionej Zygmuntem Freudem, Hellingerem, szamanizmem i zenem, co daje bardzo ciekawą mieszankę. O psychomagii napisał osobną książkę, w której zaprezentował bardzo wiele przykładów jej działania, opisał jak te rytuały konstruuje, jak ludzie je realizują. Jodorowsky to jest bardzo ciekawa postać, która zapoczątkowała nowy nurt w tarocie, tzw. open reading, bo on przyszedł i zakwestionował to, co było. RWS mu się nie spodobał i stwierdził, że szuka dalej, że w tarocie musi chodzić o coś innego. Odrzucił całkiem znaczenia z RWS i zaczął pracować z tarotem jak z otwartą księgą, która może dać całkiem nowe odpowiedzi, niż schematy z podręcznika. Przede wszystkim analizuje on teraźniejszość i przeszłość szukając sposobu na uzdrowienie danej osoby.

Medytacja
 Medytacja jest hitem zawsze.Każdy dba o odpoczynek ciała, o zrobienie sobie wakacji, ale ile osób dba o odpoczynek od nadmiaru myśli? Ile osób robi sobie przerwę od tego ciągłe procesu, który toczy się w głowie i tak po prostu jest tu i teraz? To jest bardzo trudne, czasem zajmuje całe lata, całe życie. Ale małe efekty, takie jak większy spokój i relaks, też są bardzo ważne. Medytacja sprzyja redukcji stresu, pomaga osobom depresyjnym i znerwicowanym. 

wtorek, 30 stycznia 2018

Lepsze jutro nie nadejdzie, Saturniku

Lepsze jutro nie nadejdzie, Saturniku
Tytuł jest nieco przewrotny. Ponieważ nie mam wcale intencji, aby ściągać moich Czytelników w dół i tutaj głosić jakiś pesymizm. Nie, nie. Po prostu naszła mnie taka refleksja, którą chciałam się podzielić. O singlach. 

Znam wiele singli i wiele singielek. Niekiedy wchodzą oni w tryb maksymalnego nastawienia na znalezienie partnera. Tylko o tym mówią, robią wszystko, aby tę osobę spotkać, płaczą jakie to są samotne i nieszczęśliwe. No jasne, bycie singlem to nie bułka z masłem, człowiek to istota społeczna i każdy potrzebuje być z kimś. Nawet najwięksi psychopaci i mordercy biorą w więzieniach śluby. Co akurat jest dosyć dziwnym zjawiskiem i nawet istnieje jakiś psychologiczny termin, który je opisuje. Ale skoro już tak się zdarzyło, że jest się singlem, takim nieszczęśliwym, biednym, smutnym singlem, który robi wszystko, tylko by tego męża/żonę znaleźć, bo myśli, że wtedy będzie lepiej, szczęśliwiej, radośniej, pełniej, to może warto się zastanowić nad poczuciem wewnętrznego spełnienia, które można odnaleźć w środku, a nie na zewnątrz. 

Trochę tak jest, że my wszyscy nieustannie szukamy spełnienia i stabilności na zewnątrz – w pracy, zarobkach, tytułach, osiągnięciach, tym, co ma pozory trwałości i stabilności. Ja tak robię cały czas, choć jakaś część mnie zdaje sobie sprawę, że to budowanie zamków na piasku. Bo to szukanie oparcia w czymś, co nie jest trwałe. Jest takie powiedzonko: „nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie odbierze”. Tak trochę jest z medytacją – nikt nam tego nie dał, nikt nam tego nie odbierze. Bo to po prostu jest w nas. Kwestia tylko, żeby do tego dotrzeć i wracać, i docierać na nowo i wracać, na krócej, na dłużej. Nikt mi nie dał przestrzeni, światła i ciszy. Ona jest. Nie umiem przebywać w ciszy i przestrzeni cały czas, to jest trudne, to jest coś, co trzeba w sobie wyćwiczyć, wytrenować, wprowadzić do nowych nawyków. Posłuchać instrukcji nauczyciela i próbować. No i mi się czasem udaje, czasem nie. Ale zauważyłam, że to jedyny sposób na to, by mieć stabilność i wewnętrzne spełnienie. Zwrócić się do środka i szukać stabilności w sobie. 

Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi przed związkiem, to w związku też będziemy. Nie ma co się łudzić. A uciekanie od życia i doświadczania rzeczywistości, czekanie na to, aż ktoś nam da szczęście, bo nas pokocha, to troszkę marnowanie czasu, który można przeznaczyć na rozwój, poznawanie świata, przyjaźnienie się z ludźmi, odkrywanie nowych pasji. Bycie singlem może mieć fajne strony.
Lepsze jutro nie nadejdzie, bo jedyne co mamy do dyspozycji to teraźniejszość. Liczy się ten moment, w którym właśnie się znajdujesz i to, jak zechcesz go przeżyć. Jęcząc, krytykując, narzekając, ściągając się w dół? Czy z odrobiną przestrzeni, radości, spokoju, miłości do samego siebie? Ty decydujesz.

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Nów w Koziorożcu 17.01.2018

Nów w Koziorożcu 17.01.2018

Cykle Księżyca są bardzo ważne. Z jednej strony wyznaczają nasze indywidualne lunariusze, na podstawie których możemy zrozumieć jaki będzie właśnie dla nas dany miesiąc i jak to, co się dzieje w Kosmosie odbija się na naszym życiu. Z drugiej pomagają też zanalizować sprawy na większym poziomie ogólności, o czym pisał już Ptolemeusz wykorzystujący lunacje do sporządzania prognoz.
Nów, czyli w języku astrologii koniunkcja Słońca i Księżyca, a w języku bardziej zrozumiałym, czas, gdy Srebrny Glob jest niewidoczny, to faza, którą można nazwać kulminacją ubywania. Bo po niej już tylko rośnie, aż osiąga swój pełny blask podczas pełni. Te dwa momenty wyznaczają początek i koniec cyklu, mówią o fazie rozpoczęcia i domknięcia. I tak też należy je rozumieć. Z perspektywy astrologii elekcyjnej, czyli takiej, która mówi o tym kiedy jest dobry moment na co, sam nów nie jest momentem, gdy należałoby się brać za jakieś poważne projekty. Jest tak ponieważ Księżyc jest całkowicie pogrążony w mroku, nie ma tu miejsca na światło mądrości, a raczej emocje i instynkty mogą dominować. 
Co jest ciekawego w tym nowiu? 

Koniunkcja z gwiazdą stałą, Terebellium. Jest to gwiazda fatum, choć to brzmi dosyć groźnie, nie musi wcale oznaczać czegoś negatywnego. Może to na przykład być jakiś rodzaj sytuacji, na którą nie mamy wpływu, która musi się wypalić, wydarzyć, zarówno w sensie dobrym, jak i złym. To też zrozumienie naszego powołania w życiu i miejsca w świecie.

Słońce, Księżyc i Wenus są złączone w Koziorożcu, którego władca jest na samym początku tego znaku. Jest to dystrybutor nowiu i planeta, która ma największy wpływ na światła, choć z Księżycem ma raczej love-hate relationship. Czyli to Saturn dyktuje im warunki. Są na termach Marsa.
Jakie to mogą być tematy: zasoby, praca, poczucie wartości, kariera, pieniądze, dyscyplina, organizacja, status społeczny, ambicja, poczucie własnej wartości.

Inne tematy to relacje, partnerstwo, miłość, przyjemność. Jednak Saturn tym emocjom przeszkadza, co może świadczyć o jakimś braku, trudności, osamotnieniu, albo każe wrócić na ziemię i realnie ocenić sytuację. Co się opłaca, a co nie. W jakie relacje warto inwestować emocje, a gdzie ten koszt jest zbyt duży? Bo kwintesencję tego jest to, że te zaznaczone tematy od Saturna zależą. To zrozumienie swojego miejsca we wspólnocie, grupie, strukturze i tego, że wszystko jest ze sobą powiązane. Każdy nasz ruch działa na innych, bo jesteśmy grupą współzależnych istnień połączonych niewidzialną siecią Indry.

Emocje, przyjemność, zasoby, oraz chwała, czy ranga, zależne są od tego, jak dobrze potrafimy się zorganizować, zarządzać czasem, co może się przejawić jako ograniczenie. Na przykład związane z tym, że nie mamy w grafiku miejsca na jakąś przyjemność. Toteż ten nów zachęca nas do zrobienia rewizji w tych wszystkich sferach. Nie szukania balansu, ale właśnie zrobienia testu i przeorganizowania czegoś tak, by na wszystko było miejsce. Byśmy mieli przestrzeń na bycie dla siebie dobrymi i nie zapominali o tym, by sprawiać sobie przyjemność.
Ten cykl zakończy się z prawdziwym przytupem, bo z pełnią w Lwie i z zaćmieniem! Czyli podkreśla to doniosłość i wagę tego wydarzenia. 

Kartą, którą wylosowałam by opisała energię tego nowiu jest Dwójka Kielichów – zatem kolejny sygnał, że to czas, w którym związki, relacje, miły i przyjemny czas, to sfery które będą domagały się uwagi.

Osoby, które podczas nowiu wykonują różne praktyki duchowe mogą skupić się na żywiole ziemi i balansowaniu go. Ziemia to nasze poczucie bezpieczeństwa, stabilność, solidność. Najprostszym sposobem, aby zbalansować ten element jest odpowiednia dieta, zadbanie o to, by dostarczać organizmowi zdrowych i wartościowych produktów. To idealny czas by wprowadzić w życie nowy system odżywiania. 

Gdy mamy nadmiar Ziemi, wówczas jesteśmy ciężcy, jest poczucie, że stoimy w miejscu, utknęliśmy, gorzej się zapamiętuje i myśli. Gdy jest niedobór, wówczas jest poczucie nieugruntowania nigdzie, braku bezpieczeństwa, nie zapuszczania nigdzie korzeni. To też problem ze strukturą, czymś co nas trzyma w ryzach. Najbliższy czas jest świetny na pracę z tymi trudnościami najlepiej poprzez odżywianie, pracę na poziomie ciała (masaż, akupunktura, qigong itd.), kontakt z przyrodą.
Aniołem patronującym okresowi między 16 a 20.01 jest Mizrael, związany z Marsem i Merkurym. Dotyczy on związków międzyludzkich, zdrowia, studiów oraz pracy. Przynosi szczęście w studiach i w nauczaniu. Wzmacnia altruizm i empatię, uczy leczenia oraz doradzania. To dobra oznaka dla wszystkich studentów.

niedziela, 14 stycznia 2018

Jak przetrwać kwadraturę Saturna do MC. Poradnik dla Saturników

Jak przetrwać kwadraturę Saturna do MC. Poradnik dla Saturników

Tranzyty Saturna to nie zombi apokalipsa, więc jakieś nadzwyczajne środki ostrożności nie są konieczne. Ale jednak bywa, że doskwierają jak kamień w bucie, który wrzyna się w ciało, powoduje krwawienie, gangrenę i niewygodę. Ale to wtedy gdy towarzyszy im seria bardzo nieharmonijnych aspektów, a sam horoskop natalny jest trudny i pełen wyzwań. Jeśli jednak jesteście szczęściarzami, którzy mają jedynie jednokrotne przejście Kronosa, to sprawa nie jest aż tak tragiczna. Niektórzy mogą nawet nie odczuć takiego tranzytu. Ale ci bardziej wrażliwi na subtelności wszechświata mogą z kolei czuć, że otworzyły się bramy piekieł i oto znajdują się oni na samym dnie kosmosu pełnym mroku, smutku i braku perspektyw. Zatem co może przynieść Saturn w kwadraturze do MC i jak sobie z tym radzić?

Słowa klucze
Ograniczenia, limity, struktura, dyscyplina, niewygoda, pesymizm, ciężar, krytycyzm, brak wiary w siebie, oszczędność, brak, smutek, lęk, ciężka praca, konsekwencje, test, organizacja, odpowiedzialność, zobowiązanie, autorytet, opóźnienie.

Ważne pytania
To jest chwila, gdy warto zastanowić się nad swoją ścieżką zawodową. Bo istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że powoli nadchodzi moment, gdy trzeba coś będzie zmienić. Niekoniecznie podczas samej kwadratury, może ona tylko uwypukli problem, trudność i niewygodę. Przy takiej kwadraturze sprawy zawodowe mogą zacząć ciążyć, być jak taki bagaż, którego chcemy się pozbyć. Jak to mówi mój nauczyciel, Jarosław Gronert, nie ważne jaką pracę wtedy będziemy wykonywać, tak czy siak będzie maksymalnie niewygodna i ciężka, taka, jakiej już byśmy nigdy nie chcieli nawet powtarzać. Zatem to dobry moment, by zrozumieć czego nie chcemy w życiu robić. Jakie są nasze cele, ambicje, gdzie chcemy zmierzać zawodowo?

Czas żniw
Saturn zawsze nam przynosi to, co jest konsekwencją naszych działań. Od tego jakie decyzje podejmowaliśmy, zależy gdzie aktualnie się znajdujemy. I podczas tranzytów Saturna może to być bardzo mocno odczuwalne. Na przykład osoby, które poświęcały bardzo dużo czasu rozwojowi zawodowemu mogą odczuć, że sfera IC, czyli prywatna, dom, domownicy, bliscy, jest zaniedbana. Co może dać dokuczliwe poczucie osamotnienia, a jednocześnie potrzebę by mieć emocjonalne wsparcie. Ale w niektórych przypadkach będzie to poczucie, że to relacje przeszkadzają w sferze zawodowej. Tak czy siak dom i kariera, to strefy najmocniej podświetlone i domagające się uwagi. Jakby chłodny powiew Saturna miał nam powiedzieć: halko! Pora coś tu naprawić, bo nie może to być już dłużej tak, jak jest.


Umysł
Podstawowym krokiem ułatwiającym przetrwanie jest odpowiednie nastawienie wobec tego, co się wydarza. I nie chodzi mi o udawanie, że kupa jest cukierkiem, ale o podejście z otwartością do tego, co trudne, o traktowanie zmian jako wyzwania i pozwolenie odejść temu, co stare i niepotrzebne. W końcu Saturn symbolizuje takie generalne porządki. Testuje co nam służy, a co warto odrzucić.
Najczęściej to nasze nastawienie stanowi prawdziwy problem, a nie sytuacja. Jeśli reagujemy emocjonalnie, wracamy myślami do przeszłości, obwiniamy się i lgniemy do przykrych stanów emocjonalnych, to oznaka, że mamy za mało współczucia i miłości dla samych siebie. Odpuszczenie jest kluczem do sukcesu. Odpuszczenie negatywnego myślenia, wracania do tego, co było, smutku. Pora potraktować siebie samego jak swojego najlepszego przyjaciela i powiedzieć sobie sporo miłych i przyjemnych rzeczy!

Od pesymizmu do urealnienia
Podczas tego tranzytu istnieje prawdopodobieństwo, że wyraźnie zobaczysz wszystkie swoje braki i uchybienia. Dotrze do ciebie jak dużo rzeczy mogłeś zrobić, które teraz by naprawdę pięknie zaowocowały i sprawiłyby, że byłbyś w dużo lepszym miejscu. Ale wiesz co? Nie zrobiłeś tego i pora zaakceptować to, gdzie jesteś i realnie ocenić, gdzie możesz zmierzać. Saturn pokazuje brutalną rzeczywistość i nie ma tu miejsca na fantazje. Jego cieniem jest to, że może niekiedy dawać nadmierny krytycyzm i pesymizm. Widzi się wtedy siebie trochę w krzywym zwierciadle skupiając się na tym, co brzydkie, nieudane, smutne i niedoskonałe. Bez sensu. Nie musisz wierzyć we wszystko co pojawia się w twojej głowie. Pomyśl o sobie jak o swoim najlepszym przyjacielu i tak się do siebie samego zwracaj – z miłością, ciepłem, powtarzaj sobie pozytywne rzeczy. Pesymizm należy do strategii konstruowania przyszłości opartej na niskim poczuciu własnej wartości. Nie jest to obiektywna wizja tego, co będzie. Tak samo zresztą jak i optymizm. To są tylko różne wizje, jakie tworzymy w głowach. I mamy nad nimi tak naprawdę dużą kontrolę. O tym, jak zarządzać myślami pisałam już wiele razy. Mamy wybór czy skupiamy się na tych negatywnych scenariuszach, czy po prostu widzimy realistycznie jakbyśmy obserwowali film, którego jesteśmy głównym bohaterem, a w którym może wydarzyć się wszystko i jest to tak naprawdę super przygoda.


A może trochę ruchu?
Dobrze jest znaleźć sobie nowe i zajmujące hobby, najlepiej wymagające ruchu. Dlaczego? Bo Saturn jest suchy i zimny, a na dodatek mało ruchliwy. By go doenergetyzować bardzo dobrą metodą jest ruch. Tai chi, qigong, wspinaczka, bieganie, kajaki, hoop dancing – to Saturna rozgrzeje i rozrusza. Choć może się opierać, bo to nie jest jego naturalna aktywność. Raczej woli schować się pod kołdrą i leżeć.
Saturn Pustelnik
W kilku systemach tarota, m.in. w Thocie, z Saturnem związany jest Eremita. Zapewne dlatego, że to smutny, starszy pan, który ma na koncie bagaż doświadczeń, a dzięki nim głęboką mądrość. I ten tranzyt może w was uruchomić wewnętrznego Pustelnika – możecie poczuć się osamotnieni i melancholijni, albo po prostu zmęczeni życiem. Z drugiej strony to szansa, by osiągnąć nowy poziom dojrzałości, połączyć się z wewnętrzną mądrością i wykorzystywać wszystkie doświadczenia, jakie już dostaliście.
Saturna połączyłabym również ze Sprawiedliwością, bo podobnie jak ona jest chłodny, sprawiedliwy i bezstronny. Jest jak wyrok, w którym dostajesz to, na co zasługujesz, co sobie zasiałeś. Trochę też jest jak Śmierć, bo mówi o przejściach w nowe etapy, rozwoju, czasem dosyć trudnym i bolesnym.

niedziela, 17 września 2017

Wszystko, czego nie muszę, czyli lekcja Świata

Wszystko, czego nie muszę, czyli lekcja Świata

Nie muszę być super kompetentna w każdej dziedzinie i mieć odpowiedzi na wszystkie pytania. Gdy czegoś nie wiem, to też jest to ok i w żaden sposób nie umniejsza to mojej wartości. Nie muszę być człowiekiem-encyklopedią, który na wszystkim się zna. To nie ma żadnego znaczenia czy potrafię liczyć całki, czy rozumiem transcendentalną jedność apercepcji, o której pisał Kant. Wiedza jest użyteczna, to fajne narzędzie, ale jej brak, lub nadmiar nie świadczy o czyjejś wartości i tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia.

Nie muszę być gwiazdą estrady. Jest Tomasz Kammel i był Sławomir Mrożek. Ten pierwszy jest mistrzem wystąpień, ten drugi pióra. Każdy realizuje/realizował się na swój własny, unikalny sposób. Jedni poprzez to, że potrafią stanąć na scenie przed tysiącem osób i je doprowadzić do śmiechu, czy do łez. Inni mają swoją wrażliwość, która sprawia, że więcej czują niż pozostałe osoby. Często ta nadwrażliwość na bodźce, niemal czucie, co inni myślą, może powodować dyskomfort. Ale bardzo się przydaje, gdy trafia się osoba, która potrzebuje wsparcia i pomocy astrologicznej. Nie muszę dążyć do perfekcji i stać się kopią Tomasza Kammela. Bo to nie jest moja super-moc. Nie przeznaczam energii na dążenie do bezsensownych celów, a na to, by rozwinąć swój potencjał jak najlepiej.

Nie muszę mieć idealnej figury, by być szczęśliwa. Jestem tak samo doskonała w każdej postaci, bo doskonałość to właśnie ta sytuacja, w której wszystko jest takie, jakie jest. Bez poprawiania i ulepszania. To moje nastawienie do mojego ciała jest ważne, to, czy się akceptuję i kocham, a nie to, czy mieści się w jakichś kanonach kobiecego piękna. Te kanony nie mają żadnego znaczenia. Liczy się to czy potrafisz traktować siebie z miłością i współczuciem. Przejadanie się i otyłość to nie jest miłość do samego siebie, tak samo jak przechudzenie.

Akceptacja tego, co jest i jak jest może być bardzo wyzwalająca. A Ty, czego nie musisz? Co potrafisz odpuścić, by poczuć wolność i autentyczność w byciu sobą tu i teraz? 

Świat w tarocie to kompletność i pełnia, stan, gdy wszystko jest doskonałe takie, jakie jest i nic już nie trzeba poprawiać. Wbrew pozorom jest to cholernie trudne, wymaga praktyki i ciągłej uważności. Co dzień uczę się tego, nie zawsze wychodzi, ale chyba na tym polega ścieżka, by wciąż dążyć do tego celu, w którym wszystko dzieje się już w sposób spontaniczny i bezwysiłkowy.

sobota, 16 września 2017

Zarządzenie stresem w czasach kryzysu.

Zarządzenie stresem w czasach kryzysu.
Łatwo jest pisać o spokoju umysłu, gdy siedzisz sobie nad brzegiem jeziora, masz w życiu stabilność, wszystko jest na swoim miejscu, a ty siedzisz przy laptopie i stukasz w klawiaturę, że wszystko jest światłem i żeby wszyscy podłączyli się do kosmicznego Źródła Miłości i uzdrowienia. Bo wiecie, wtedy to osiągnięcie spokoju jest banalnie proste. 

Co innego, gdy co dzień mierzycie się z nowym wyzwaniem. Gdy macie progresywnego Marsa w koniunkcji z natalnym Uranem i czujecie, że nagle wszystko przyśpieszyło. Że dzieje się dużo, szybko i nijak się to ma do waszego ideału by żyć w rytmie slow life.
Jeśli macie mocno obsadzone znaki powietrzne, to sytuacja może być trudna. Jeśli dodatkowo macie Saturna, który wam coś uszkadza, to może być jeszcze gorzej. Bo takie układy sprzyjają temu, że się za dużo myśli, analizuje, wybiega się w przyszłość i tworzy się milion najróżniejszych scenariuszy zdarzeń. Najczęściej wszystkie one są niepotrzebne. 

Co zatem można robić, gdy macie dużo powietrza i Saturna, wasze życie przyśpiesza, a wy nie wiecie czy to jest za dużo i za ciężko?
  • Po pierwsze: oddychaj. Wdech, wydech. Tego się trzymaj. Jest to jedna z najprostszych technik uspokajających. Obserwujesz rytm oddechu i powolutku się uspokajasz. Możesz na wdechu odliczać do 3, na wydechu tak samo. Skup się na liczeniu, a choć na moment złapiesz kontakt z tu-i-teraz.
  • Po drugie ruch. Gdy masz w sobie nadmiar stresu i siadasz na poduszce medytacyjnej to powodzenia. Jeśli oczywiście potrafisz automatycznie zanurzyć się w rigpie, to luz, podłącz się do Światła i rozpuść wszystko w błogości i przejrzystości. Ale jeśli jeszcze tego nie potrafisz, to każda próba uspokojenia umysłu poprzez medytację może się skończyć frustracją i gniewem. Medytacja to nie jest cudowna, magiczna pigułka. To technika wymagająca nakładu pracy i...relaksu. Przede wszystkim relaksu. Zatem czasem lepiej poskakać na skakance, albo pójść na jogging. A medytacja dopiero wtedy, gdy twoje ciało będzie zmęczone.
  • Po trzecie: daj spokój. Nikomu nigdy martwienie się w niczym nie pomogło. Nikt nigdy przez wkładanie energii i wysiłku w lęki nie polepszył swojej sytuacji. To strata energii, a przecież w sytuacji kryzysu tej energii potrzebujesz! Zachowaj ją na coś produktywniejszego.
  • Po czwarte: dystans, luz, relaks. To jest ta najtrudniejsza część. Chodzi w niej o to, by potraktować wszystkie sytuacje stresowe jako wyzwanie, zabawę. Nie jako sprawę życia i śmierci. Po prostu jako serię nowych doświadczeń, bez oceniania, etykietowania i tworzenia w głowie dodatkowych narracji. To tylko świat samsary i tak nie wyjdziesz z niego żywy. Za rok może będzie to dla ciebie jak mgliste wspomnienie? Może to wszystko nie ma aż takiego znaczenia, jakie sprawie przypisujesz?
  • Po piąte: zaufanie. Zaufanie, że Wyższa Siła nad tobą czuwa. Że kosmos o ciebie zadba i da ci wszystko potrzebujesz. Daj się prowadzić Wyższej Sile. I płyń z nurtem wydarzeń.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Zdrowa relacja? Lekcja Dziesiątki Kielichów

Zdrowa relacja? Lekcja Dziesiątki Kielichów

Na karcie Dziesiątka Kielichów w Herbal Tarot widzimy sporo różnych elementów. Mamy ułożone w piramidkę naczynia. Po lewej stronie rośnie marihuana, w tle widzimy tęczę, a na dole i w prawym górnym rogu małe chmurki. W oddali powoli snuje się rzeka i pola. Sielsko, miło, przyjemnie. Obrazek na pierwszy rzut oka przynosi ciepłe i pomyślne skojarzenia. Jest to dziesiątka, a zatem pełnia, czyli w sferze uczuć coś już jest osiągnięte, jest gniazdo, domowe ciepło, domownicy, mąż/partner, a może i dzieci, bo tych emocji jest sporo, jest z kim się dzielić.
Ale jaki jest cień tej karty? Czy możemy tu widzieć sielski obrazek wzięty rodem z bajki Disneya? Otóż jest tu dużo symboli nietrwałości (chmury), iluzji, uzależnienia (marihuana), złudzenia optycznego (tęcza), przepływu (rzeka). Kielichy stoją stabilnie jeden na drugim, zatem ok, jest relacja, ślub, szczęście, nie ma o czym mówić. Ale cień tej karty, to sytuacja, gdy bez związku człowiek nie potrafi żyć, bo potrzebuje go jako protezy, do poprawy nastroju, do leczenia deficytów, do naprawy samego siebie. 

Wbrew pozorom jest to sytuacja dosyć powszechna. Być z kimś, bo się kogoś potrzebuje do czegoś, albo z powodu lęku przed samotnością. W skrajnych sytuacjach niektóre osoby wchodzą co chwile w nowe związki, aby polepszyć sobie samoocenę, lub z powodu uzależnienia, jakiego dostarczają silne emocje. Cóż, wiele osób potrzebuje mocnej dawki dramatów, by funkcjonować. Związek coś leczy, poprawia nastrój, staje się źródłem uzdrowienia, ale bywa to złudne, bo gdy relacja się kończy zostajemy z dziurą, którą ciężko czymkolwiek zapełnić. Szczególnie DDA, DDR i inne osoby deficytowe mogą odczuwać problem w tej sferze. Albo nadmiarowość, albo unikowość, albo jeszcze coś innego. Jest tak, bo te osoby bardzo często noszą w sobie pustkę, której nie potrafią wypełnić, taką małą, neurotyczną otchłań, która boli, uwiera, ale można ją zagłuszać.
Taka relacja oparta na braku, czy potrzebie by sobie coś nią zrobić, polega często na ogromnej miłości, ale póki partnerzy są ze sobą. Po rozstaniu jest to wielka nienawiść i walka. Jest to sytuacja typu: „kocham Cię, ale dopóki ze mną jesteś, bo jak Cię nie ma, to Cię nienawidzę”. „Jestem z Tobą póki spełniasz moje potrzeby i oczekiwania”. Mój nauczyciel mówi, że to jest miłość prosto z serca – oparta na emocjach, które są uwarunkowane, zmienne, niestabilne, zależne. Taka miłość zmienia się, nigdy nie jest stała, a często zależy od tego, czy akurat ktoś potrafi sprostać naszym wymaganiom. Ten sam wspaniały nauczyciel, Tenzin Wangyal Rinpocze, mówi, że prawdziwa miłość płynie wprost z kanału centralnego. Jest to chęć bycia z kimś, bo jest wartościową osobą, po prostu, a nie dlatego, że czegoś chcemy, potrzebujemy, próbujemy sobie coś naprawić związkiem.
Zawsze można wybrać, czy bardziej kręci nas świat iluzyjnych emocji, które są zmienne, uwarunkowane i uzależniające. Które wciąż będziemy chcieli produkować, by czuć, że żyjemy. Czy stabilność wyjścia poza nie, odpuszczenie lgnięcia do nich i skupienie się na tym, co jest pomiędzy nimi. Na ciszy, przestrzeni i oddechu.

piątek, 25 sierpnia 2017

Notatka z retreatu w kartach dnia

Notatka z retreatu w kartach dnia
Spędziłam niedawno czas w sosnowym lesie na medytacjach. Pogłębiałam tam techniki pracy z czakrami, kanałami, oczyszczania ich, oraz przede wszystkim przebywania w naturalnym stanie umysłu (medytacja zwana dzogczen), a także zgłębiałam tajniki świadomych snów. Miałam co robić, a jednocześnie ważne było, żeby się nie wysilać, nie napinać, a raczej poddać i bezwysiłkowo przebywać w "restozone", "strefie spoczywania".Ten wstęp jest tylko po to, żeby łatwiej było zrozumieć kontekst, w jakim losowałam poszczególne karty. A nie, żeby się chwalić czego to ja nie praktykuję - daleko mi do Buddhy, wciąż jestem małym muminkiem na ścieżce, który ma co robić w tym wcieleniu.

 Kart losowałam czasem kilka, lub jedną, a niekiedy wcale mi się nie chciało. By Was tutaj nie zamęczyć szczegółami opisuję te, które wydają mi się ciekawsze wraz z krótkim komentarzem.

Dzień pierwszy - Odwrócona Trójka Mieczy. Przyjechałam z sercowymi rozterkami i na początku mi to dokuczało, ciążyło. Odwrócenie jednak pokazało, że będzie lepiej. Odwrócone miecze są gotowe by wypaść.

Dzień drugi
Południe: Król Kielichów. Nasz nauczyciel był tym Królem dzielącym się swoją pozytywną energią, mądrością, naukami, współczuciem, mądrością. Trochę tak, jakbyśmy mogli się do jego dobrej energii podłączyć. Na poziomie emocji poczułam wielką stabilność.

Co mnie zaskoczy: odwrócony Sąd Ostateczny. Wieczorem podczas przerwy na kolację rozmawiałam przez telefon z przyjacielem, który poprosił mnie o praktykę w intencji jego brata, któremu wichura zniszczyła całkowicie dach, bardzo trudna sytuacja. Sąd to wiadomość, która może nas zszokować.
Wieczór: Śmierć. Gdy rano wylosowałam tę kartę, to pomyślałam, że będziemy robić praktyki związane z duchami i zmarłymi (czod, sur) i że to o to chodzi. Jednak było nieco inaczej, bo się okazało, że po nocnych medytacjach muszę sama przejść przez ciemny, mroczny las oświetlając sobie ścieżkę telefonem komórkowym. Mój umysł zaczął przywoływać wszystkie odcinki serialu „Criminal Minds”, zwłaszcza te, gdzie w lesie czaił się psychopata. Śmierć mi tu pokazała lękową sytuację. Ten dzień był intensywny, położyłam się po powrocie na łóżku i padłam jak zabita (śmierć).

Dzień trzeci
 Ogólna energia: odwrócona 9 denarów. Tego dnia zrozumiałam, że warto w życiu skupić się na tym, nad czym mamy kontrolę. Te winogrona - czy można w zdrowy sposób wpłynąć na to, żeby dojrzały? One dojrzewają, gdy mają odpowiednie warunki, a kobieta na karcie może je zebrać, zjeść, zrobić z nich wino, dżem lub sok. Ma sporo możliwości, ale też musiała się dostosować do naturalnego rytmu przyrody, nie wymuszając, nie przyśpieszając.
Nie możemy wpływać na każdą sferę naszego życia, nie mam władzy nad ludźmi (chyba, że zajmujemy się czarną magią), więc pewne rzeczy lepiej jest odpuścić i przekierować uwagę i energię na to, na co mam autentyczny wpływ. Czyli na swoją ścieżkę zawodową, na wykorzystywanie swoich talentów (zasoby, to co już mamy - ona na karcie ma te dojrzałe owoce), na zbieranie owoców swojej pracy, albo przygotowywanie się do ich zbierania. Te owoce na karcie już są dojrzałe – pokazało mi to, że mam w swoim życiu rzeczy, projekty, które są blisko końca i które powinny się stać moimi priorytetami. Za dużo energii przeznaczam na rzeczy, których nie mogę na siłę zmienić. Odpuszczenie jest kluczowe, 2/3 z tego, na co przeznaczam energię mogę równie dobrze odpuścić, a ta 9 pokazała mi sfery, w których mam jako takie pole manewru.

Co mnie zaskoczy: odwrócona Królowa Denarów. Dostałam tego dnia maila od klientki, która wcześniej zamówiła u mnie horoskop. To był bardzo miły mail, w którym zostałam doceniona i pochwalona, jako astrolog, który zna się na rzeczy. Było to bardzo miłe. Moje ego się ucieszyło :)
Południe: odwrócona Czwórka Denarów. Denary to też nasze ciało, a w tej pozycji pokazały mi...ból ramion, pleców, szyi. Gdy siedzimy długo w pozycji medytacyjnej może to być bardzo dokuczliwe. Człowiek na karcie siedzi w pozycji podobnej do medytacyjnej i to pod drzewkiem - całkiem jak ja (choć odwrócenie było, zatem mała trudność w siedzeniu, w wytrwaniu).

Wieczór: odwrócona Czwórka Mieczy. Ta karta bywa kojarzona ze zdrowiem, a mnie się ona zamanifestowała jako duża dokuczliwość niewygody pozycji medytacyjnej, ból ciała, chęć, żeby wrócić do domku i się położyć na łóżku i spać. Tego wieczora nie wracałam już sama przez las, miałam miłe towarzystwo.

Dzień czwarty
Energia dnia: Czwórka Mieczy. Rinpocze zaczął nauki od stwierdzenia: „rest, be silent, and rest”. Czyli „spoczywaj, przebywaj w ciszy i spoczywaj” - żadna inna karta by tego lepiej nie pokazała. Rozpoczęłam przebywanie w ciszy. If You don't know what to do, rest. If You don't know what to say, be silent. Bezwysiłkowość.

Zrozumiałam jak ważny jest śmiech i dystans, że stanowi to skuteczną obronę i ratunek. Nie możemy tego świata traktować zbyt poważnie, to nie jest dobra strategia, ponoć, jak głosi ludowa mądrość, i tak nie wyjdziemy z niego żywi. Skąd brać w sobie moc i radość? Ze spoczywania, podłączenia się do Źródła, z bycia obecnym.
 Dzień piąty
Ogólna energia: Sąd ostateczny. Energia, wdzięczność, miłość. Odpuszczenie zabiegania o cokolwiek, bo we mnie jest już wszystko. Spełnienie. Mam ogromny potencjał, pokłady tylu wspaniałych właściwości – każdy z nas ma to w sobie, w środku. To odkrycie było bardzo ważne, bo wychodzi na to, że nie trzeba szukać na zewnątrz. Mamy w sobie źródło uzdrowienia, mamy w sobie wszystko, tylko żeby jeszcze tak łatwo było się do tego podłączyć. Poczułam tego dnia, że mam w sobie nieskończoną przestrzeń uzdrawiającej, pięknej energii.

Dzień szósty
Dziesiątka Kielichów. Piękna medytacja. Energia przepływała. Wokół wspaniali ludzie.
Dzień siódmy
Tego dnia nie losowałam żadnej karty. Było deszczowo, ale rześko. Spacerowałam po sosnowym lesie zastanawiając się jak nie utracić tego spokoju, który się pojawił. Czy się to uda? Czy powrót do rzeczywistości, natłoku spraw, wyzwań, nie wytrąci mnie z tego? Pojawiła się ważna kwestia integracji praktyki w codzienne życie, czyli czegoś bardzo trudnego, jednak nie niemożliwego.

środa, 2 sierpnia 2017

O moim tajemnym zaklęciu

O moim tajemnym zaklęciu
W tym poście dzielę się z wami moją osobistą i bardzo mocną mantrą, czy słowami mocy, które bywają bardzo przydatne. Jakiś czas temu pewna bardzo mądra i głęboko uduchowiona osoba powiedziała do mnie: „Na chuj ci to?”. Co było dla mnie wielkim zaskoczeniem w kontekście rozmowy, w której między wątkiem o wysokich wibracjach, Aniołach, duchowości przeplatała się kwestia toksycznych ludzi. Było to idealne wyrażenie pewnej energii odcinającej właśnie dlatego, że te słowa zabrzmiały z jednej strony bardzo mocno, z drugiej wywołały we mnie śmiech, bo w ogóle mi nie pasowały do kontekstu. Z czasem jednak zrozumiałam, że od czasu do czasu warto to sobie powtórzyć z całą mocą. Szczególnie wtedy, gdy mamy do czynienia z toksycznymi ludźmi.

Toksyczne osoby mają w sobie niezwykłą zdolność ściągania innych w dół. Same czują się bardzo źle i nie interesuje ich to, że mogą innych zamęczyć swoją negatywną energią. Jedyne co te osoby interesuje, to ich własny ból i cierpienie. Dlatego nie warto wysyłać im dodatkowej negatywnej energii, a w miarę możliwości dobrze jest wykrzesać z siebie nieco współczucia – w końcu toksyczna osoba cierpi bardzo mocno, bez sensu dokładać do tego swoje trzy grosze.
Niekiedy takie osoby chcą zrobić wszystko by ściągnąć nas w dół, by i u nas pojawiło się poczucie bólu, lęku i ogólnej beznadziei. I wiecie, nie musicie dawać się ściągać w dół. Każdy ma prawo do tego, żeby mieć w umyśle dobro, piękno, miłość, współczucie i inne pozytywne wibracje. Mamy prawo, a nawet obowiązek wobec samych siebie, troszczyć się o swój własny umysł. Toksyczne osoby mogą tego nie rozumieć. Zarzucać wam egoizm. Ale prawdziwe współczucie i troskę dobrze jest zacząć od samego siebie. Miłość do samego siebie i chęć dobra dla nas samych, to są rzeczy podstawowe. Jeśli są w waszym otoczeniu osoby, które raczej chcą was zatruć swoim jadem, to warto sobie powtórzyć: „Na chuj mi to?”. Może nie za często, bo przestanie brzmieć jako coś mocnego. Odcinanie się nie jest egoizmem, ale współczuciem wobec nas samych, zasługujących na miłość, dobro, pozytywne energie. Problem toksycznych osób polega na tym, że one by chciały i wymagały, aby każdy zanurzył się w ich trudnych emocjach.
Problem toksycznych osób polega na tym, że one są tak mocno zafiksowane na swoich emocjach, że chcą je wszędzie rozsiewać jak wirusa Ebolę. Czy to zawiść, nienawiść, gniew, lęk, smutek. Ogólnie nie ma oczywiście niczego złego w czuciu się źle. To normalna sprawa, że każdy z nas od czasu do czasu ma w sobie takie stany. Problem zaczyna się, gdy one są bardzo silne, jest ich dużo i człowiek zarzuca je na innych nie dając w ogóle przestrzeni na radość, śmiech i dobre samopoczucie. Pojawia się uczucie, że ktoś nas dusi, zabiera nam energię, przytłacza. Takie sytuacje są zawsze bardzo trudne i skomplikowane. Na przykład gdy mamy toksyczną ciotkę, którą jednak trochę lubimy. To jak to ogarnąć? Jak żyć? Strategia odcinania się jest dobrym wyjściem, bo zadbanie o nasz własny umysł jest czymś bardzo ważnym.
To, co robimy z naszym umysłem, co się w nim pojawia, jakie myśli i emocje, jest bardzo ważne. To, co robimy z tym, co się pojawia w naszym umyśle, jest najważniejsze! Pomyślcie o tym. Generowanie i podsycanie toksycznych stanów, zatruwanie umysłu jadem, nienawiścią, gniewem, jest jak produkowanie w umyśle jakiegoś mentalnego horroru, w którym sobie sami żyjemy. Albo jak tworzenie w sobie obrazu malowanego kupą. Po co to komu? A jeszcze dodatkowo zatruwanie tym innych? Rozsiewanie toksyn jak ptasiej grypy na prawo i lewo? Przykro i smutno, gdy pojawiają się osoby, które mają w sobie tak niskie wibracje, tak trudne energie. Ale czasem nic nie da się zrobić, bo nie wyleczy się czyjegoś umysłu na siłę z mentalnych brudów. W takiej sytuacji pojawiają się dwa wyjścia: znosić negatywności i próbować je odpuszczać, aby nimi nie przesiąknąć, czyli nie lgnąć, pozwalać by się rozpuściły, albo się odciąć.
Copyright © 2016 Odcienie Tarota , Blogger