Sny to niesamowita i niedoceniona sfera naszego życia. No, może nie tak przez wszystkich niedoceniona. W
buddyzmie i tradycjach szamańskich sny pełnią bardzo istotną
rolę. W naszej kulturze się deprecjonuje ich znaczenie. Nauka mówi, że to sposób na przetwarzanie treści jakie dotarły do
świadomości w ciągu dnia. Oczywiście naukowcy doceniają jak
bardzo sen jest nam potrzebny, bo bez tego byśmy zwariowali.
Dosłownie. Człowiek, który nie śpi kilka dni jest odrealniony i
zaczyna mieć poważne zaburzenia. Ale żeby zaraz namawiali do prowadzenia dziennika snów i analizowania co się w nich dzieje? To chyba tylko w nurtach psychodynamicznych i psychologii procesu. Typowy racjonalista raczej na sny uwagi nie zwraca. A to duży błąd!
Gdy niedawno
byłam na odosobnieniu buddyjskim spotkałam jednego nauczyciela,
który opowiadał o wróżeniu ze snów w tej tradycji. Gdy człowiek
ma problem idzie do swojego buddyjskiego przewodnika (lamy). Ten
idzie spać. I w śnie dostaje odpowiedź, czy to poprzez symbole,
czy to bardziej dosłownie. Nie powinno to dziwić. W buddyzmie część
nauk została przekazana nauczycielom we śnie – szczególnie w
tantrze. Właśnie w tym nurcie uważa się, że sen jest świetną
okazją do duchowej praktyki, do rozwijania umysłu. Sen, seks i
śmierć – to są momenty, kiedy mamy kontakt z naszą najgłębsza
Jaźnią. I w tym momencie doszłam do sedna dzisiejszego posta – sen jest naszym naturalnym kontaktem ze sferą, do
której na jawie nie mamy tak bezpośredniego i czystego dostępu. I dlatego jest świetną okazją
do czytania symboli. A przecież tarot to właśnie czytanie symboli!
Podam
przykład. Jako że totalnie pochłania mnie nauka astrologii biorę
od znajomych daty i godziny urodzenia by się uczyć. I mam taką
koleżankę, która kiedyś była moją bardzo dobrą koleżanką, potem
było dużo gorzej, a teraz jest poprawnie z akcentem na "dystans". Ciekawiło mnie co ona ma w tym
swoim horoskopie, jakie układy planet towarzyszą osobie, która tak mocno oddziałuje na otoczenie. Jedni mówią o niej "Królowa Lodu", drudzy "pani prezes", trzeci "Kim Kardashian". Jednak nie wiedziałam jak zagadać o godzinę
(datę znałam), nie było też okazji, bo nie rozmawiamy ze sobą za
dużo. No i miałam sen. W tym śnie ja i Ula Maja K. jechałyśmy
razem jakimś autobusem. Ona opowiadała mi o swoich licznych
chorobach (na jawie tak robi cały czas, bo ma sporo różnych dolegliwości).
- I
ostatnio doszły mi problemy z uszami. Nie wiem co to za choroba –
powiedziała zatroskana.-A wiesz, słyszałam, że jest tak, że w zależności od godziny urodzenia, takie się ma choroby – ja na to odpowiedziałam w tym śnie. Autobus jechał dalej. Za oknem jakieś nudne krajobrazy, pola, lasy. Ula się ożywiła słysząc moje słowa.
-O, tak, tak! Ja się urodziłam o godzinie 7 rano! To na pewno pasuje do choroby uszu! - Krzyknęła podekscytowana.
-Być może - stwierdziłam.
I po
obudzeniu wpisałam sobie do Uranii godzinę 7 rano i ku mojemu ogromnemu
zaskoczeniu pasowało mi to do koleżanki. Szczególnie Pluton na MC
pasował mi do tej osoby.
Ale myślę sobie: Muszę mieć 100% pewności. Aż tu
nadarzyła się okazja, żeby zagadać. Po egzaminie z psychologii (niestety nikt nie oszczędza doktorantów i też mamy egzaminy) czekamy razem na wyniki pod drzwiami. Gdy skończyła tyradę na temat beznadziejnej sytuacji polskich uczelni i niskiego poziomu studentów, którzy mają wszystko bardzo daleko, udało mi się wyskoczyć z opowieścią na temat snu. Liczyłam, że dzięki temu się czegoś dowiem. I opowiadam, że sen, że
godzina, że chore uszy. A co na to Ula Maja K.?
-Urodziłam
się o 7.25 – z pełną powagą i bez żadnych emocji odpowiedziała. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia, albo przynajmniej nie pokazała po sobie.
– Ale teraz mam problem z żebrami. Bolą mnie żebra, wiesz może
co to może być? - zaczęła pokazywać ręką, w którym miejscu
czuje dyskomfort - może to jakaś przepuklina? - Zapytała chyba bardziej retorycznie. Rozmowę przerwała pani profesor, która do nas wyszła z wynikami.
I taka
to oto przykładowa historia o tym jak ważne są sny. Nie należy ich
lekceważyć. Są świetną okazją do rozwijania umiejętności
czytania symboli, znaków, pogłębiania intuicji. Mogą nam bardzo
dużo powiedzieć.
Miałam
też podobny sen. Ela, przyjaciółka z LO rozmawiała ze mną o
astrologii. I ja się pytam jej czy wie w jakim znaku ma ascendent.
-Oczywiście,
że wiem – odpowiedziała oburzona – przecież to jasne, że w
Pannie!
Po
obudzeniu sprawdziłam w Uranii i też pasuje, chociaż to za mało
aby coś konkretnego stwierdzić. Muszę dopytać i dam znać, czy to
się zgadza czy nie.