poniedziałek, 25 maja 2015

Czy można wróżyć ze snów?

Czy można wróżyć ze snów?
Sny to niesamowita i niedoceniona sfera naszego życia. No, może nie tak przez wszystkich niedoceniona. W buddyzmie i tradycjach szamańskich sny pełnią bardzo istotną rolę. W naszej kulturze się deprecjonuje ich znaczenie. Nauka mówi, że to sposób na przetwarzanie treści jakie dotarły do świadomości w ciągu dnia. Oczywiście naukowcy doceniają jak bardzo sen jest nam potrzebny, bo bez tego byśmy zwariowali. Dosłownie. Człowiek, który nie śpi kilka dni jest odrealniony i zaczyna mieć poważne zaburzenia. Ale żeby zaraz namawiali do prowadzenia dziennika snów i analizowania co się w nich dzieje? To chyba tylko w nurtach psychodynamicznych i psychologii procesu. Typowy racjonalista raczej na sny uwagi nie zwraca. A to duży błąd!

Gdy niedawno byłam na odosobnieniu buddyjskim spotkałam jednego nauczyciela, który opowiadał o wróżeniu ze snów w tej tradycji. Gdy człowiek ma problem idzie do swojego buddyjskiego przewodnika (lamy). Ten idzie spać. I w śnie dostaje odpowiedź, czy to poprzez symbole, czy to bardziej dosłownie. Nie powinno to dziwić. W buddyzmie część nauk została przekazana nauczycielom we śnie – szczególnie w tantrze. Właśnie w tym nurcie uważa się, że sen jest świetną okazją do duchowej praktyki, do rozwijania umysłu. Sen, seks i śmierć – to są momenty, kiedy mamy kontakt z naszą najgłębsza Jaźnią. I w tym momencie doszłam do sedna dzisiejszego posta – sen jest naszym naturalnym kontaktem ze sferą, do której na jawie nie mamy tak bezpośredniego i czystego dostępu. I dlatego jest świetną okazją do czytania symboli. A przecież tarot to właśnie czytanie symboli!
Podam przykład. Jako że totalnie pochłania mnie nauka astrologii biorę od znajomych daty i godziny urodzenia by się uczyć. I mam taką koleżankę, która kiedyś była moją bardzo dobrą koleżanką, potem było dużo gorzej, a teraz jest poprawnie z akcentem na "dystans". Ciekawiło mnie co ona ma w tym swoim horoskopie, jakie układy planet towarzyszą osobie, która tak mocno oddziałuje na otoczenie. Jedni mówią o niej "Królowa Lodu", drudzy "pani prezes", trzeci "Kim Kardashian". Jednak nie wiedziałam jak zagadać o godzinę (datę znałam), nie było też okazji, bo nie rozmawiamy ze sobą za dużo. No i miałam sen. W tym śnie ja i Ula Maja K. jechałyśmy razem jakimś autobusem. Ona opowiadała mi o swoich licznych chorobach (na jawie tak robi cały czas, bo ma sporo różnych dolegliwości).
- I ostatnio doszły mi problemy z uszami. Nie wiem co to za choroba – powiedziała zatroskana.
-A wiesz, słyszałam, że jest tak, że w zależności od godziny urodzenia, takie się ma choroby – ja na to odpowiedziałam w tym śnie. Autobus jechał dalej. Za oknem jakieś nudne krajobrazy, pola, lasy. Ula się ożywiła słysząc moje słowa.
-O, tak, tak! Ja się urodziłam o godzinie 7 rano! To na pewno pasuje do choroby uszu! - Krzyknęła podekscytowana.
-Być może - stwierdziłam.
I po obudzeniu wpisałam sobie do Uranii godzinę 7 rano i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu pasowało mi to do koleżanki. Szczególnie Pluton na MC pasował mi do tej osoby. Ale myślę sobie: Muszę mieć 100% pewności. Aż tu nadarzyła się okazja, żeby zagadać. Po egzaminie z psychologii (niestety nikt nie oszczędza doktorantów i też mamy egzaminy) czekamy razem na wyniki pod drzwiami. Gdy skończyła tyradę na temat beznadziejnej sytuacji polskich uczelni i niskiego poziomu studentów, którzy mają wszystko bardzo daleko, udało mi się wyskoczyć z opowieścią na temat snu. Liczyłam, że dzięki temu się czegoś dowiem. I opowiadam, że sen, że godzina, że chore uszy. A co na to Ula Maja K.?
-Urodziłam się o 7.25 – z pełną powagą i bez żadnych emocji odpowiedziała. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia, albo przynajmniej nie pokazała po sobie. – Ale teraz mam problem z żebrami. Bolą mnie żebra, wiesz może co to może być? - zaczęła pokazywać ręką, w którym miejscu czuje dyskomfort - może to jakaś przepuklina? - Zapytała chyba bardziej retorycznie. Rozmowę przerwała pani profesor, która do nas wyszła z wynikami.

I taka to oto przykładowa historia o tym jak ważne są sny. Nie należy ich lekceważyć. Są świetną okazją do rozwijania umiejętności czytania symboli, znaków, pogłębiania intuicji. Mogą nam bardzo dużo powiedzieć.
Miałam też podobny sen. Ela, przyjaciółka z LO rozmawiała ze mną o astrologii. I ja się pytam jej czy wie w jakim znaku ma ascendent.
-Oczywiście, że wiem – odpowiedziała oburzona – przecież to jasne, że w Pannie!
Po obudzeniu sprawdziłam w Uranii i też pasuje, chociaż to za mało aby coś konkretnego stwierdzić. Muszę dopytać i dam znać, czy to się zgadza czy nie.

piątek, 22 maja 2015

Rzeczywista astrologia Johna Frawley'a

Rzeczywista astrologia Johna Frawley'a
Tę książkę czyta się bardzo szybko. Można ją połknąć niczym smaczne mango lassi albo waniliowy budyń. Jest to książka, która przede wszystkim mnie zaskoczyła. Zadziwiła. Wbiła w fotel. A na koniec zmieniła moje wyobrażenie o astrologii. Polecam każdemu taką przygodę, zatem warto się zaopatrzyć w egzemplarz.
Zacznę od zdziwienia. Otóż przedstawiono mi tę książkę jako ostre rozprawianie się z astrologicznym mambo-dżambo. Coś, co lubię. Pomyślałam, że będzie rzeczowo i krytycznie, a tytułowa rzeczywista astrologia jest powrotem do czystej i nieskażonej królewskiej nauki. I zaiste tak jest moi mili. Z tym, że ta rzeczywista astrologia to w istocie astrologia religijna. Frawley odrzuca astrologię zreformowaną, powstałą w XIX i XX wieku. Dla niego to pomyłka i nieporozumienie. Drwi z astro-psychologii. Naśmiewa się z astro-bełkotu, który w istocie nic nie znaczy. Bo, no właśnie, dla niego astrologia ma operować konkretem. „To oczywiste” - być może tak część z was pomyślała. Ale czy aby na pewno to jest takie oczywiste? Mnie nawet [w zamierzchłych i ciemnych czasach] się zdarzyło dawać odpowiedzi ogólne, niekonkretne, bo tak widziałam w kartach. Coś będzie, zdrowie się pogorszy. Może ręka, może łokieć. Może w sierpniu 2017, może w styczniu 2020. Wystarczająco duża ogólność by każdy mógł się zidentyfikować z prognozą. A Frawley mówi: konkret jest podstawą. I to było dla mnie bardzo istotne, przeczytanie tego mną poruszyło, bo zrozumiałam, że ja chcę być takim astrologiem jak Frawley. Albo przynajmniej trochę podobnym pod względem szukanie w astrologii tego, co działa, tego co daje konkret, tego, co jest skuteczne.
Napisałam „astrologia religijna” i być może w części z was wywołało to sprzeciw lub zdziwienie. Ale tak moi mili, Frawley nie jest wyrobnikiem-rzemielśnikiem, dla niego astrologia tworzy całościową strukturę ściśle związaną z metafizyką. Bez tego ciężko jest uznać np. astrologie horarną. I bez względu na to czy się jest osobą wierzącą czy ateistą, to warto się przyjrzeć tej książce, nawet jeśli postuluje ona powrót do modelu geocentrycznego. Tak – to kolejne zaskoczenie. Według Frawleya model heliocentryczny jest przydatny, ale do wyjaśniania astrologii niezbędny jest model geocentryczny. Anty-przewrót kopernikański! „Typowy neofita” - być może pomyśleliście czytając to, a przynajmniej ci z Was, którzy są obeznani z astrologią i dla których ta kwestia to common knowledge i w ogóle co się dziwić. Neofita poznaje i może przeżyć zaskoczenie czytając iż w astrologii obowiązuje model geocentryczny. Jednak heliocentryczny też może być stosowany. A powszechnie mówi się o modelu antropocentrycznym.
W narracji Frawleya nie ma miejsca na przypadek. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Każda rzecz, zjawisko, czynność, sytuacja, dzieje się w najwłaściwszym dla siebie momencie – albo możemy się starać by tak właśnie było. Astrologia odsłania w tym ujęciu mechanizmy Kosmosu i stanowi narzędzie do dostrojenia się do jego przemian. Gdy Wenus jest w trygonie do Marsa to lepszy czas na oświadczyny, niż gdy jest w kwadraturze do Saturna. Mając tę wiedzę możemy dostroić się do kosmicznego rytmu. Każdy taoista przyjąłby takie podejście z otwartymi ramionami. Bo przecież: gdy nadchodzi wiosna, trawa rośnie sama.
Czy Frawley jest dla każdego? Tak. Na pewno pobudza do myślenia. Nie zgadzam się ze wszystkim i na kilka rzeczy mam inny pogląd. Na przykład lubię Urana. Pełni bardzo ważną funkcję w moim horoskopie, a obecnie szczególnie, gdyż tranzytuje trygonem mojego urodzeniowego Urana, a przy okazji tworzy sekstyl do mojego stellum w Wodniku. Co oznacza w wielkim skrócie rewolucje w życiu. I te zmiany są na wielu poziomach. Widzę, że Uran działa i nie chciałabym go usunąć z Uranii. Neptun też przejawia swoją maleficzność i beneficzność na wielu frontach. Nie wiem jak z Plutonem. Frawley całkiem słusznie zauważa, że jest bardzo, bardzo dużo podobnych asteroid. Że nawet jest taka, która nazywa się Frank Zappa i że może astrolodzy powinni ją też uwzględniać. Ogromna liczba asteroid powoduje, że zawsze znajdzie się jakaś, która będzie łączyć się z danym zdarzeniem. Frawley wyjaśnia na skrajnym przykładzie do czego może prowadzić takie podejście:

Jeśli zatem poplamię sobie koszulę sosem spaghetti, mogę z przekonaniem spodziewać się, że znajdę asteroidę "Makaron" w negatywnym aspekcie z asteroidą "Przód koszuli", podczas gdy asteroida "Zakłopotanie w obecności rodziców mojej dziewczyny" tworzy w moim horoskopie urodzeniowym bikwintyl  z heliocentrycznym Chironem.

Jak myślicie? Działa u Was Pluton, Neptun, Uran? Lilith, Chiron, Eris? Włączylibyście do radixu Franka Zappę? :)

Frawley nie ceni tych nowo-odkrytych planet, bo dla niego astrologia i religia tak mocno się przeplatają, że chodzi tu o pewien porządek kosmiczny, o to, co ma znaczenie dla człowieka, a nie o odkrycia naukowe planet, których nawet nie zobaczy się bez bardzo specjalistycznego sprzętu.
Ogromną zaletą tej książki jest język - zabawny, lekki, prosty. Pozycja obowiązkowa dla miłośników astrologii. Warto znać, chociażby dlatego, żeby mieć punkt odniesienia do ewentualnej krytyki i niezgody na taki model uprawiania astrologii.

Frawley J., Rzeczywista astrologia, Wydawnictwo Kos, Katowice 2010.

poniedziałek, 18 maja 2015

Trochę o Merkurym

Trochę o Merkurym
Od 19 maja do 11 czerwca Merkury będzie w ruchu wstecznym. Oznacza to, że to dobry czas na medytacje, refleksje, zgłębianie się w siebie, analizę. Dobry moment na rozwijanie projektów już zaczętych – przemyślenie ich i ulepszanie, na spotkanie z dawno nie widzianymi znajomymi. Kiepski za to na rozpoczynanie czegoś całkiem nowego (zakup mieszkania, nowe projekty, umowy, związki, przeprowadzki, szczególnie jeśli chodzi o sferę intelektu np. publikowanie książek). 
 

środa, 6 maja 2015

Trochę o ulubionym kocie Pameli Colman Smith, a trochę o butach pana z Siódemki Buław

Trochę o ulubionym kocie Pameli Colman Smith, a trochę o butach pana z Siódemki Buław
Talia Rider-Waite-Smith (RWS) uchodzi za jedną z najpopularniejszych talii tarota, obok takich jak ta autorstwa A. Crowleya i Lady Harris, czy Osho. Powstała na przełomie maja i listopada 1909 roku za sprawą kooperacji Artura Edwarda Waite'a i Pameli Colman Smith.
Owa talia sprawiła, że zastanowiłam się nad tym, skąd się wzięły znaczenia kart tarota? Okultyści, żyjący na przełomie XIX i XX wieku pisali o tarocie i przypisywali do niego najróżniejsze systemy. Czytali go przez pryzmat kabały, astrologii, numerologii, alchemii. Wróżebne znaczenia czerpano z księgi Picatrix – średniowiecznego podręcznika do magii. Wielu okultystów stworzyło własne talie, które są ich swoistymi autoportretami. Talia A. E. Waite'a jednak wydaje się wychylać przed szereg – jest to pierwsze obrazkowe przedstawienie małych arkanów. Z drugiej strony nie wszystkie karty posiadają typowe1 znaczenia. Przyglądając się Dworowi Mieczy nietrudno dostrzec, że jest posępny i mroczny. Dwór Mieczy stał się synonimem grozy, złego losu, morderstwa. Żywioł powietrza, reprezentowany przez miecze, zszedł na dalszy plan ustępując miejsca metalowym przedmiotom umieszczonym w różnych konfiguracjach na rysunkach. Czytanie Mieczy poprzez skojarzenie z wojną, walką, krwią i bólem zdominowało tę talię. Na nic symbolika kolorów – nawet Siódemka Mieczy z żółtym tłem zapowiada m.in. kłótnie i porażki. Czytając „Obrazkowy klucz do tarota” można się utwierdzić w przekonaniu, że gdy wypadną miecze, to już gorzej być nie może. Dziesiątka Mieczy – ból, łzy, smutek, Dziewiątka Mieczy – poronienie, śmierć, Ósemka Mieczy – złe wieści, kryzys, Czwórka Mieczy – trumna, Królowa Mieczy – wdowa. 


Współczesne interpretacje tej talii są bardziej łaskawe. I już np. Hajo Banzhaf czyta te karty w bardziej optymistycznym duchu. Pojawia się jednak pytanie dlaczego dwór mieczy jest taki posępny? Czy to dlatego, że A. E. Waite'a skupił się na Wielkich Arkanach i nie ingerował w proces powstawania Mniejszych? Pixie miała wolną rękę, co nie oznaczało, że dawała się ponieść swojej wenie. Korzystała ze złotobrzaskowych podręczników (szczególnie „Księgi T”) oraz słuchała rad Waite'a. „Księga T” traktuje sprawiedliwie Dwór Mieczy, nie przypisując im całego zła świata. Na temat Królowej tego dworu można przeczytać, że jest ona: bardzo spostrzegawcza, pełna wdzięku, pewna siebie, wytrwała, lubi taniec, dopiero gdy jest negatywnie aspektowana oznacza okrucieństwo, podstęp, chytrość2. Papus (Gerard Encausse) w „Tarocie Cyganów” przedstawia miecze w mroczny sposób. Waite znał to dzieło i mogło ono wpłynąć na jego i Pameli interpretacje.


Widać indywidualne podejście A. Waite'a do duchowości w tym, że karty są mocno nasączone chrześcijańską symboliką. A. E. Waite w pewnym momencie zwrócił się w stronę chrześcijaństwa interpretowanego przez pryzmat kabały. A jego kolejna talia jest już bardzo mocno przesiąknięta mistyką chrześcijańską. Pamela również czerpała z chrześcijaństwa, a po ukończeniu talii poświęciła się praktyce katolicyzmu. Te wpływy widać np. w Asie Pucharów, gdzie Pamela namalowała odwróconą literę „M”, nad którą jest krzyż. Jest to symbol Marii. Zatem nie można nie docenić wkładu Pixie – wniosła swój indywidualny rys do małych arkanów. Wiele elementów jest efektem twórczego umysłu Pameli Colman Smith, a nie trzymania się ściśle zarysowanej ezoterycznej wizji Artura Waite'a. Ów ezoteryk zostawił artystce wolną rękę jeśli chodzi o małe arkana, toteż ona sama komponowała obrazy i szukała inspiracji w swoim życiu, teatrze, w sztuce. Opisy Małych Arkanów sporządzone przez Waite'a różnią się od tego, co namalowała Pixie i on prawdopodobnie był tego świadom. Mniej go interesowały blotki, gdyż łączył je głównie z dywinacją. Jednak nie był konsekwentny, gdyż krytykował wróżenie, ale zaprezentował rozkłady do przepowiadania przyszłości. 
Na styl artystyczny Pixie wpływ wywarł jej nauczyciel ze szkoły artystycznej Howard Pyle. W wielu kartach widać wpływy obrazów, którymi się inspirowała (np. popularnym wówczas artystą Edwardem Burne Jonesem), projektów nad którymi pracowała i ludźmi, którymi się otaczała.
Np. w Królowej Buław. Ta karta przedstawia przyjaciółkę Pixie, Edy Craig, która zgodziła się pozować, a obok niej siedzi Snuffles, jej kot. Na kartach złotobrzaskowych widniał lampart (w Thocie raczej gepard). Ale Pamela najwyraźniej chciała nadać tej karcie swój indywidualny rys i zamiast lamparta umieściła Snufflesa. Co potem było powielane oraz interpretowane na wiele różnych sposobów. Pixie wkładała w karty swój świat, to co ją otaczało, czym się zajmowała. Wykorzystała kilka ze swoich już wcześniej namalowanych obrazów. Malowała swoich przyjaciół, znajomych, ogród, krajobrazy i znane jej kościoły. Pracowała w teatrze, co również odbijało się w kartach. Wiele postaci na kartach jest wzorowanych na aktorach wcielających się w różne role. Np. w Siódemce Buław mamy postać Petruchia graną przez Oskara Asche ze sztuki „Poskromienie złośnicy”. Na zdjęciach widzimy pana, który ma dwa różne buty. Jego niedbały strój wiąże się z jego weselem, na które się właśnie w ten sposób ubrał. Eremita wzorowany jest na postaci Shyloka z „Kupca weneckiego” granego przez Henriego Irvinga. Wiele tajemnic tej talii wyjaśnia się po zgłębieniu skąd Pamela czerpała inspirację. I okazuje się, że nie ma tu mistyki. Dwa różne buty, kot, to wkład Pameli, który nie niósł ze sobą znaczenia ezoterycznego. Ale pokazywał jak ona widzi dane karty, jak je czuje.
Istnieje przypuszczenie, iż Pamela udała się do muzeum by podziwiać talię Sola Busca. Prawdopodobnie za namową A. Waite'a, który dostrzegł bogate, alchemiczne przesłanie w tej XV-o wiecznej talii. Taką informację można znaleźć w trzecim tomie „Encyklopedii Tarota” Kaplana. I wystarczy porównać kilka kart by zobaczyć, że coś w tym niewątpliwie jest. 






Z kolei karta „Księżyc” przywołuje skojarzenia z tarotem Marsylskim.


Talia RWS po wydaniu spotkała się z mieszanym przyjęciem w świecie ezoteryki. Israel Regardie zarzucał Waite'owi, że tak się zna na ezoteryce, jak jego syjamski kot. 
Jednak ta talia zmieniła oblicze tarota. I to nie za sprawą okultysty, Artura Waite'a, ale za sprawą artystki, która podeszła do tematu w całkiem niekonwencjonalny sposób.


1Typowe, czyli na przykład takie jakie znane były członkom Zakonu Złotego Brzasku.
2 Book T - The Tarot Comprising Manuscripts N, O, P, Q, R, and an Unlettered Theoricus Adeptus Minor Instruction, s.8.
Copyright © 2016 Odcienie Tarota , Blogger