Tę książkę czyta się bardzo szybko. Można ją połknąć niczym smaczne mango lassi albo
waniliowy budyń. Jest to książka, która przede wszystkim mnie
zaskoczyła. Zadziwiła. Wbiła w fotel. A na koniec zmieniła moje
wyobrażenie o astrologii. Polecam każdemu taką przygodę, zatem
warto się zaopatrzyć w egzemplarz.
Zacznę
od zdziwienia. Otóż przedstawiono mi tę książkę jako ostre
rozprawianie się z astrologicznym mambo-dżambo. Coś, co lubię.
Pomyślałam, że będzie rzeczowo i krytycznie, a tytułowa
rzeczywista astrologia jest powrotem do czystej i nieskażonej
królewskiej nauki. I zaiste tak jest moi mili. Z tym, że ta
rzeczywista astrologia to w istocie astrologia religijna. Frawley
odrzuca astrologię zreformowaną, powstałą w XIX i XX wieku. Dla
niego to pomyłka i nieporozumienie. Drwi z astro-psychologii.
Naśmiewa się z astro-bełkotu, który w istocie nic nie znaczy. Bo,
no właśnie, dla niego astrologia ma operować konkretem. „To
oczywiste” - być może tak część z was pomyślała. Ale czy aby
na pewno to jest takie oczywiste? Mnie nawet [w zamierzchłych i
ciemnych czasach] się zdarzyło dawać odpowiedzi ogólne,
niekonkretne, bo tak widziałam w kartach. Coś będzie, zdrowie się
pogorszy. Może ręka, może łokieć. Może w sierpniu 2017, może w
styczniu 2020. Wystarczająco duża ogólność by każdy mógł się
zidentyfikować z prognozą. A Frawley mówi: konkret jest podstawą.
I to było dla mnie bardzo istotne, przeczytanie tego mną poruszyło,
bo zrozumiałam, że ja chcę być takim astrologiem jak Frawley. Albo przynajmniej trochę podobnym pod względem szukanie w astrologii tego, co działa, tego co daje konkret, tego, co jest skuteczne.
Napisałam
„astrologia religijna” i być może w części z was wywołało
to sprzeciw lub zdziwienie. Ale tak moi mili, Frawley nie jest
wyrobnikiem-rzemielśnikiem, dla niego astrologia tworzy całościową
strukturę ściśle związaną z metafizyką. Bez tego ciężko jest
uznać np. astrologie horarną. I bez względu na to czy się jest
osobą wierzącą czy ateistą, to warto się przyjrzeć tej książce,
nawet jeśli postuluje ona powrót do modelu geocentrycznego. Tak –
to kolejne zaskoczenie. Według Frawleya model heliocentryczny jest
przydatny, ale do wyjaśniania astrologii niezbędny jest model
geocentryczny. Anty-przewrót kopernikański! „Typowy neofita” -
być może pomyśleliście czytając to, a przynajmniej ci z Was,
którzy są obeznani z astrologią i dla których ta kwestia to
common knowledge i w ogóle co się dziwić. Neofita poznaje i
może przeżyć zaskoczenie czytając iż w astrologii obowiązuje model geocentryczny. Jednak heliocentryczny też może być stosowany. A powszechnie mówi się o modelu antropocentrycznym.
W
narracji Frawleya nie ma miejsca na przypadek. Wszystko ma swoje
miejsce i czas. Każda rzecz, zjawisko, czynność, sytuacja, dzieje
się w najwłaściwszym dla siebie momencie – albo możemy się
starać by tak właśnie było. Astrologia odsłania w tym ujęciu
mechanizmy Kosmosu i stanowi narzędzie do dostrojenia się do jego
przemian. Gdy Wenus jest w trygonie do Marsa to lepszy czas na
oświadczyny, niż gdy jest w kwadraturze do Saturna. Mając tę
wiedzę możemy dostroić się do kosmicznego rytmu. Każdy taoista przyjąłby takie podejście z otwartymi ramionami. Bo przecież: gdy nadchodzi wiosna, trawa rośnie sama.
Czy
Frawley jest dla każdego? Tak. Na pewno pobudza do myślenia. Nie
zgadzam się ze wszystkim i na kilka rzeczy mam inny pogląd. Na
przykład lubię Urana. Pełni bardzo ważną funkcję w moim
horoskopie, a obecnie szczególnie, gdyż tranzytuje trygonem mojego
urodzeniowego Urana, a przy okazji tworzy sekstyl do mojego stellum w
Wodniku. Co oznacza w wielkim skrócie rewolucje w życiu. I te
zmiany są na wielu poziomach. Widzę, że Uran działa i nie
chciałabym go usunąć z Uranii. Neptun też przejawia swoją maleficzność i beneficzność na wielu frontach. Nie wiem jak z Plutonem. Frawley całkiem słusznie zauważa, że jest bardzo, bardzo dużo podobnych asteroid. Że nawet jest taka, która nazywa się Frank Zappa i że może astrolodzy powinni ją też uwzględniać. Ogromna liczba asteroid powoduje, że zawsze znajdzie się jakaś, która będzie łączyć się z danym zdarzeniem. Frawley wyjaśnia na skrajnym przykładzie do czego może prowadzić takie podejście:
Jeśli zatem poplamię sobie koszulę sosem spaghetti, mogę z
przekonaniem spodziewać się, że znajdę asteroidę "Makaron"
w negatywnym aspekcie z asteroidą "Przód koszuli",
podczas gdy asteroida "Zakłopotanie w obecności rodziców
mojej dziewczyny" tworzy w moim horoskopie urodzeniowym
bikwintyl z heliocentrycznym Chironem.
Jak myślicie? Działa u Was Pluton, Neptun, Uran? Lilith, Chiron, Eris? Włączylibyście do radixu Franka Zappę? :)
Frawley nie ceni tych nowo-odkrytych planet, bo dla niego astrologia i religia tak mocno się przeplatają, że chodzi tu o pewien porządek kosmiczny, o to, co ma znaczenie dla człowieka, a nie o odkrycia naukowe planet, których nawet nie zobaczy się bez bardzo specjalistycznego sprzętu.
Ogromną zaletą tej książki jest język - zabawny, lekki, prosty. Pozycja obowiązkowa dla miłośników astrologii. Warto znać, chociażby dlatego, żeby mieć punkt odniesienia do ewentualnej krytyki i niezgody na taki model uprawiania astrologii.
Frawley J., Rzeczywista astrologia, Wydawnictwo Kos, Katowice 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz