Na
karcie Dziesiątka Kielichów w Herbal Tarot widzimy sporo różnych
elementów. Mamy ułożone w piramidkę naczynia. Po lewej stronie
rośnie marihuana, w tle widzimy tęczę, a na dole i w prawym górnym
rogu małe chmurki. W oddali powoli snuje się rzeka i pola. Sielsko,
miło, przyjemnie. Obrazek na pierwszy rzut oka przynosi ciepłe i
pomyślne skojarzenia. Jest to dziesiątka, a zatem pełnia, czyli w
sferze uczuć coś już jest osiągnięte, jest gniazdo, domowe
ciepło, domownicy, mąż/partner, a może i dzieci, bo tych emocji
jest sporo, jest z kim się dzielić.
Ale
jaki jest cień tej karty? Czy możemy tu widzieć sielski obrazek
wzięty rodem z bajki Disneya? Otóż jest tu dużo symboli
nietrwałości (chmury), iluzji, uzależnienia (marihuana), złudzenia
optycznego (tęcza), przepływu (rzeka). Kielichy stoją stabilnie
jeden na drugim, zatem ok, jest relacja, ślub, szczęście, nie ma o
czym mówić. Ale cień tej karty, to sytuacja, gdy bez związku
człowiek nie potrafi żyć, bo potrzebuje go jako protezy, do
poprawy nastroju, do leczenia deficytów, do naprawy samego siebie.
Wbrew
pozorom jest to sytuacja dosyć powszechna. Być z kimś, bo się
kogoś potrzebuje do czegoś, albo z powodu lęku przed samotnością.
W skrajnych sytuacjach niektóre osoby wchodzą co chwile w nowe
związki, aby polepszyć sobie samoocenę, lub z powodu uzależnienia,
jakiego dostarczają silne emocje. Cóż, wiele osób potrzebuje
mocnej dawki dramatów, by funkcjonować. Związek coś leczy,
poprawia nastrój, staje się źródłem uzdrowienia, ale bywa to
złudne, bo gdy relacja się kończy zostajemy z dziurą, którą
ciężko czymkolwiek zapełnić. Szczególnie DDA, DDR i inne osoby
deficytowe mogą odczuwać problem w tej sferze. Albo nadmiarowość,
albo unikowość, albo jeszcze coś innego. Jest tak, bo te osoby
bardzo często noszą w sobie pustkę, której nie potrafią
wypełnić, taką małą, neurotyczną otchłań, która boli,
uwiera, ale można ją zagłuszać.
Taka
relacja oparta na braku, czy potrzebie by sobie coś nią zrobić,
polega często na ogromnej miłości, ale póki partnerzy są ze
sobą. Po rozstaniu jest to wielka nienawiść i walka. Jest to
sytuacja typu: „kocham Cię, ale dopóki ze mną jesteś, bo jak
Cię nie ma, to Cię nienawidzę”. „Jestem z Tobą póki
spełniasz moje potrzeby i oczekiwania”. Mój nauczyciel mówi, że
to jest miłość prosto z serca – oparta na emocjach, które są
uwarunkowane, zmienne, niestabilne, zależne. Taka miłość zmienia
się, nigdy nie jest stała, a często zależy od tego, czy akurat
ktoś potrafi sprostać naszym wymaganiom. Ten sam wspaniały
nauczyciel, Tenzin Wangyal Rinpocze, mówi, że prawdziwa miłość
płynie wprost z kanału centralnego. Jest to chęć bycia z kimś,
bo jest wartościową osobą, po prostu, a nie dlatego, że czegoś
chcemy, potrzebujemy, próbujemy sobie coś naprawić związkiem.
Zawsze
można wybrać, czy bardziej kręci nas świat iluzyjnych emocji,
które są zmienne, uwarunkowane i uzależniające. Które wciąż
będziemy chcieli produkować, by czuć, że żyjemy. Czy stabilność
wyjścia poza nie, odpuszczenie lgnięcia do nich i skupienie się na
tym, co jest pomiędzy nimi. Na ciszy, przestrzeni i oddechu.