Można
niekiedy spotkać się z zarzutem wobec tarota, że działa on na
zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Czyli gdy dana osoba
usłyszy, że czeka ją określone wydarzenie, i uwierzy w to, to się
to zrealizuje niejako samo. Gdyby nie słyszała, to byłoby inaczej.
Np. pani X słyszy od tarocisty, że za rok spotka miłość swojego
życia. I pani X tak się nastawia, że kieruje swoje działania w
stronę realizacji tego celu. I spotyka miłość. Wydawać by się
mogło, że to zjawisko jest pozytywne i nasuwa się pytanie dlaczego
używane jest to jako zarzut wobec kartomacji? Sprowadza się to do
kwestii czy tarocista programuje klienta, czy pokazuje mu to, do
czego niechybnie on sam zmierza. Moim zdaniem jest to spojrzenie na sytuację od zupełnie
niewłaściwej strony. I zamiast używać określenia
„samospełniająca się przepowiednia”, „efekt Pigmaliona”
czy „efekt placebo” powinniśmy mówić o „efekcie umysłu”.
Ale po kolei.
Pozytywne
myślenie i bycie na „tak” to świetne narzędzia do realizacji
celów i mózg dostając komunikat „na tak” buduje krótsze
połączenia i szuka efektywniejszych i szybszych rozwiązań. Bycie
„na nie” daje wolniejsze rezultaty i często podświadomie się
wtedy hamujemy. To jedna rzecz. Druga dotyczy niezwykłych
właściwości naszego umysłu. Buddyści mówią, że umysł jest
magikiem, bo wyłaniają się z niego różne stany, doświadczenia,
a nawet zwolennicy niektórych tradycji wadżrajany powiedzieliby, że
wszystko, cały świat się z niego wyłania, ale nie będę w to
wnikać. Za to przejdę do efektu placebo. Jest to niezwykłe
zjawisko. Pokazuje, że gdy myślimy, że spożywamy lek, to nasz
organizm reaguje tak jakbyśmy faktycznie przyjęli konkretną
chemiczną substancję. Używa się przykładów z owym efektem np.
by zdyskredytować homeopatię. Jednak jak dla mnie efekt placebo
pokazuje coś niesamowitego – jakim narzędziem dysponujemy i jak
słabo go na co dzień wykorzystujemy. Mamy w sobie naturalną
możliwość do autoregeneracji, uzdrawiania, zmieniania siebie i
swojego życia. Nie jest to tak proste, jak mówią zwolennicy
książki „Sekret”, ale nie jest niemożliwe. Allan B. Wallace,
były mnich buddyjski, który założył Mind and Life Institute,
organizację zajmującą się badaniem medytacji i jej wpływu na
umysł, nazywa efekt placebo efektem umysłu. I bardzo mi się
spodobało to określenie.
Efekt
umysłu – nasza naturalna zdolność to kreacji życia jakie chcemy
mieć. Ale niestety, nie jest to proste i nie działa na zasadzie „co
pomyślę, to się stanie”, ponieważ jesteśmy mocno uwarunkowani
naszymi nawykami, skłonnościami i różnymi zależnościami, które
nas ograniczają. I w końcu przejdę do tarota. Bo przez to, że
działamy pod wpływem programu, który sobie sami kodujemy, to
trajektoria naszego życia może być łatwa do przewidzenia. A tarot
jest narzędziem, które pozwala przewiedzieć gdzie i w którą
stronę zmierzamy. Analizuje naszą sytuację tu i teraz, pokazuje
mapę naszej przestrzeni z meta-perspektywy, do której nie mamy
dostępu, bo, jak mówi stare przysłowie, ciężko się zdystansować
od wody, kiedy siedzi się w basenie.
Jeśli
nawet tarot pokaże nam ścieżkę, której nie wiedzieliśmy i
idziemy nią, to nie jest to programowanie. To jest kreowanie własnej
przestrzeni w sposób wolny. Najczęściej tym co nas ogranicza
jesteśmy my sami i sami sobie robimy dużo szkody. Np. ktoś jest
dla nas złośliwy, a my cały dzień o tym myślimy i analizujemy.
To my sobie szkodzimy, kiedy ta osoba dawno już przestała.
Efekt
umysłu mówi o tym, że mamy dostęp do leczniczego źródła, które
jest w nas samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz