Praca z cieniem to dość ważny element rozwoju
duchowego. Wiele lat zajęło mi zrozumienie, że by coś w tej materii
osiągnąć należy mieć mocne ego – inaczej przytłoczeni przez deficyty,
smutki, żale, troski wpadniemy w sidła neurozy, depresji czy innego
szatana. Brutalna prawda wygląda tak, że tylko my sami możemy osiągnąć
nirwanę – nikt za nas tego nie zrobi. Tak samo tylko my sami możemy
pracować ze swoim cieniem i deficytami. Terapeuta, guru (czy jak to mówi
Śri Maharishi Mirek - „Dołu”), może dać wsparcie, pokierować, ale praca
zawsze zależy od nas. Jeśli się z tym zgadzacie, to będziecie
zachwyceni książką Tsultrim Allione „Nakarmić swoje demony”.
Tslutrim
Allione jest nauczycielką buddyjską od lat związaną z nurtami
wadżrajany. Jej życie nie było usłane różami – śmierć dziecka, rozwód,
śmierć męża, z tym wszystkim musiała się zmierzyć. A jednocześnie nigdy
nie straciła z oczu duchowej ścieżki. W najtrudniejszym momencie swojego
życia, gdy przechodziła żałobę po stracie córki, napisała książkę o
kobietach w buddyzmie – tych znanych i tych zapomnianych. I po wielu
latach wydała kolejną książkę – psychologiczny poradnik oparty na
starożytnej buddyjskiej praktyce. Można się czepiać, że pop buddyzm, że
to Wielkie Nauki, które wchodzą do mainstreamu i że jak to tak można
buddyzm popularyzować i rozrzedzać. Można się czepiać, że buddyzm to nie
psychologia, tylko soteriologia – nie chodzi w nim o poprawę
samopoczucia! Chodzi o całkowite wyzwolenie z kręgu narodzin i śmierci, a
nie lepsze warunki i komfort w sansarze. Można się czepiać, ale ja nie
będę, bo według mnie książka jest ŚWIETNA i zasługuje by napisać to caps
lockiem.
Lama
Tslutrim Allione mówi, że my na Zachodzie wciąż z czymś walczymy –
walczymy z anoreksją, bulimią, alkoholizmem, depresją, rakiem, lękiem,
traumą, chorobą. I na wielu nekrologach można przeczytać: „przegrał
długą walkę z chorobą”. Co świadczy o tym, że ta strategia nie jest
wcale skuteczna. I jej propozycja polega na tym, by te demony karmić,
zamiast walczyć i próbować je stłumić, zniszczyć, odciąć. Ta walka
przypomina odcinania głowy hydrze – na jej miejsce wyrasta pięć
kolejnych. I tak się to kręci.
Demony są czymś
nietrwałym, ale mocno do nich lgniemy – może nie potrafimy sobie
wyobrazić siebie bez nich? Czym są te demony? Konieczny jest dłuższy
cytat z owej książki:
Nasze demony to nie starożytne gargulce rodem z XI-wiecznego Tybetu. To nasze troski, nasze życiowe problemy, które nie pozwalają nam doświadczyć wolności. Może to być konflikt z partnerem, strach przed lataniem samolotem albo uczucie niezadowolenia, którego nas ogarnia, gdy patrzymy na siebie w lustrze. Twoim demonem może być lęk przed porażką, uzależnienie od papierosów, alkoholu, pornografii albo pieniędzy. Twój demon może napełniać cię lękiem przed porzuceniem albo sprawiać, że ranisz najbliższe ci osoby. Osoba cierpiąca na bulimię nosi w sobie demona, który ciągle domaga się słodyczy albo tłustych potraw. Demon anoreksji mówi, że jeśli coś zjesz, to znaczy, że poniosłaś klęskę i że nigdy nie będziesz wystarczająco szczupła. Demon lęku przekonuje, że nie możesz wjechać na ostatnie piętro wysokiego budynku albo wyjść na spacer po zmroku.Większość ludzi powie zapewne, że nie wierzy w demony, ale to słowo jest w powszechnym użyciu, a kiedy je słyszymy, wiemy, co oznacza. Na przykład zazdrosna osoba mówi o swoim „demonie zazdrości”. Używamy określenia „ciągle dręczą go jakieś demony”. Często słyszymy też, że ktoś „zmaga się ze swoimi demonami” lub że weterani wojenni „toczą walkę z demonem stresu pourazowego”.
Tak naprawdę demony są częścią umysłu, a to oznacza, że nie są obdarzone niezależną egzystencją. Mimo to zajmujemy się nimi tak, jakby były rzeczywiste, wierzymy, że istnieją naprawdę – spytajcie o to kogoś, kto zmagał się ze stresem pourazowym, z nałogiem albo lękiem. Demony dają o sobie znać bez względu na to, czy je prowokujemy, czy nie. Dla umysłu demony są rzeczywistością, więc podejmujemy z nimi walkę. Zazwyczaj nawyk walki z dostrzeganym problemem dodaje demonowi sił zamiast go osłabiać. Tak naprawdę demony wywodzą się z naszej skłonności do tworzenia polaryzacji. Gdy zrozumiemy, jak pracować z potrzebą zdobycia przewagi nad domniemanym wrogiem, ze skłonnością do postrzegania wszystkiego w kategoriach albo-albo, uwolnimy się od demonów, bowiem usuniemy ich przyczyny.
To podejście jest świetne.
Tsultrim Allione nie wlepia człowiekowi numerka z serii ICD-10, nie
mówi o chorobach, ale o tym, że wszystko co przechodzimy wiąże się z
naszym wewnętrznym procesem, nad którym sami możemy cały czas pracować.
Metoda to w wielkim skrócie wizualizacja demona i karmienie go tym,
czego akurat od nas potrzebuje. Polecam sięgnąć i zapoznać się każdemu.
Tslutrim Allione przypomina, że w końcu wszystko jest niczym sen,
nietrwałe jak mydlana bańka i dlatego nie ma problemu by to, co jest
demonem, zamieniło się w chroniącego nas strażnika.
Tsultrim Allione, Nakarmić swoje demony, wyd. Berckana, Warszawa 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz