Tytuł
tego posta to słynne słowa Fryderyka Nietzschego. Wybrałam je nie
dlatego, żeby zaszpanować, że znam jeszcze jakiegoś innego
filozofa oprócz Palikota, ale dlatego, że dobrze ilustrują one to, o
czym chcę dzisiaj napisać. Rzecz będzie o zaglądaniu komuś w
duszę za pomocą kart tarota, astrologii, wyroczni, kamyczków.
Najmilsi
Tarociści, Astrolodzy, Lenormandowcy, Oraklowcy... czy zdarzyło Wam
się stawiać karty na jakąś trzecią osobę i mieliście dziwne
poczucie, że wchodzicie komuś z butami w takie subtelne rejony, że
aż ciężkie do opisania? Istnieje niepisane „prawo” tarota,
które głosi, że nie należy stawiać kart na osoby trzecie.
Istnieje sporo takich „praw” - nie nękać tarotem kobiet w
ciąży, nie mówić komuś kiedy umrze, zawsze należy dostać jakąś
zapłatę za poradę itd. Wielu tarocistów ma swoje własne reguły
mniej lub bardziej rozbudowane. Moim punktem wyjścia zawsze były i
będą słowa Buddhy „nie czyń zła, czyń dobro, oczyszczaj swój
umysł – oto jest nauka Buddhy”. W odniesieniu do tarota oznacza
to, iż nie krzywdzę za pomocą kart, nie przekraczam tej granicy i
na przykład nie pomogę osobie, która planuje jakiś napad na bank czy
inną formę łamania prawa. Sprawdzanie osób trzecich nie wydawało mi się
zbrodnią. Do czasu.
Siedziałam
sobie przy Uranii i naszła mnie chęć by sprawdzić horoskop
znajomego. Nie znałam godziny, ale chciałam zobaczyć przynajmniej,
co tam może u niego się dziać. I sprawdzam sobie, sprawdzam. I
nagle weszłam sobie na facebook'a i zobaczyłam, że zniknęła mi z
prawego menu opcja nadzorowania fanpage'a pewnej strony związanej z
moją codzienną pracą uczelnianą. Niby drobnostka. Ale okazało
się, że ten właśnie kolega, którego sobie sprawdzałam, właśnie
wtedy mnie usunął. Niech Was nie zasmuci ta ponura historia o
usunięciu mnie z administrowania pewną stroną. Nie to jest tu
istotne. Ale ta dziwna i tajemnicza synchroniczność. W momencie,
gdy sprawdzałam jego horoskop, on się mnie pozbył (bo nie lubi
astrologów i tarocistów...ma prawo).
Morał
z tej historii jest taki, że takie subtelne narzędzie jak tarot (czy astrologia, karty... czy jakaś inna forma dywinacji), działa w sposób trudny do uchwycenia. Synchroniczość, czyli
równoczesne występowanie zdarzeń to jedno z wyjaśnień. Ale czy
to nie oznacza, że inni ludzie odczuwają nas i na jakimś
telepatycznym poziomie mogą odbierać i czuć, że właśnie w tym
momencie grzebiemy sobie w ich życiu, sercu, umyśle i duszy? I czy
to jest ok? Nie sądzę. Nie sądziłam, że ten wpływ jest tak
duży, dopóki się nie przekonałam na własnej skórze. Teraz sprawdzam tylko
sprawy danej osoby, która mnie o to prosi. Polecam Wam to zbadać i zobaczyć czy faktycznie
w tym starym tarotowym prawie nie czai się prawda, której dobrze
jest posłuchać.
PS. Moi Mili, nie ma ostatnio zbyt wielu postów nie dlatego, że jak głosi plotka, porzuciłam tarota na rzecz astrologii, ale dlatego, że mój urodzeniowy Saturn znajduje się na pozycji 8*21 Strzelca i jest u mnie bardzo ważny, bo nie stoi samotnie i bez aspektów. Info dla osób nie interesujących się astro: Saturn teraz znajduje się w 7*15 Strzelca - za parę dni wróci tam, gdzie był, gdy się urodziłam.
PS. Moi Mili, nie ma ostatnio zbyt wielu postów nie dlatego, że jak głosi plotka, porzuciłam tarota na rzecz astrologii, ale dlatego, że mój urodzeniowy Saturn znajduje się na pozycji 8*21 Strzelca i jest u mnie bardzo ważny, bo nie stoi samotnie i bez aspektów. Info dla osób nie interesujących się astro: Saturn teraz znajduje się w 7*15 Strzelca - za parę dni wróci tam, gdzie był, gdy się urodziłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz