piątek, 1 lipca 2016

W szponach Szatana

Wyobraźcie sobie młodą dziewczynę z Saturnem, Marsem i Antaresem na Ascendencie w Strzelcu. A teraz nieco niższą, drugą, z Marsem i Plutonem na MC w Skorpionie. Te dziewczyny poznały się na początku studiów i z racji koniunkcji Wenus w Wodniku, zakolegowały się. Początkowo znajomość była dla nich mobilizująca, ale z czasem zamieniła się w niezdrową walkę i rywalizację o to kto jest lepszy, ma więcej osiągnięć, grantów, stypendiów, konferencji i publikacji. Po uzyskaniu tytułu magistra obie oczywiście zaczęły pracę na uczelni – jednak rywalizacja wówczas stała się już maksymalnie niezdrowa i wynaturzona. Obie nie spały, pracowały dzień i noc by się pokonać i być na pierwszym miejscu w rankingach. Jeździły na taką liczbę konferencji, że aż trudno uwierzyć, że ktoś ma na to energię. Pisały tyle tekstów, że aż wstydziły się potem, że robiły to na ilość, a nie na jakość.


Saturnica chciała udowodnić wszystkim, że jest najlepsza i coś warta, Plutonica była żądna pieniędzy, tytułów, zaszczytów i władzy. Ta historia oczywiście nie mogła skończyć się dobrze. Plutonica wbiła Saturnicy kosę między żebra i Saturnica usunęła Plutonicę z fejsbuka, telefonu i swojego życia. Dla tej osoby, która była ascendentalnym Strzelcem, ta sytuacja była nie do wyobrażenia – dlaczego ktoś posuwa się do zagrań poniżej pasa by osiągnąć cel? Dla Strzelca niemoralność jest czymś, na co nigdy się nie zgodzi i nigdy nie zaakceptuje. Saturnica postanowiła w miarę możliwości spróbować wycofać się z wyścigu, odpuścić i poświęcić duchowemu życiu. Rozwijać ezoterycznie, duchowo, medytować, uczyć się ziół, poznawać astrologię. Nie porzuciła pracy na uczelni, ale przestało ją interesować ściganie się z Plutonicą i wspinanie coraz wyżej. Przestała śledzić co się dzieje u Plutonicy – wybaczyła jej, ale nigdy nie zapomniała.
Niedawno Saturnica przypadkowo spotkała Plutonicę. Ta druga mocno schudła, była w bardzo kiepskim stanie. Przyznała się, że bierze garściami leki psychotropowe, ma silną depresję, fobię społeczną, agorafobię i jest wewnętrznie wypalona. Nieśmiało powiedziała, że próbuje medytacji – krótkich, dziesięcio-minutowych. I że uwielbia te chwile, gdy udaje jej się osiągnąć spokój i nie myśleć. 

Ta cała historia, (może prawdziwa, a może zmyślona ;) ) pokazuje idealnie negatywną manifestację karty, której boją się jedni, a inni uwielbiają – Diabła. Diabeł jest kartą wieloznaczną. To nie to, co prości Kochankowie mówiący o miłości, seksie, relacji, czy Rydwan, który jasno i wyraźnie zapowiada sukces, triumf i podróż. Z Diabłem tak łatwo nie jest, bo co talia, to inne zrozumienie tej karty, aż w końcu człowiek głupieje i sam już nie wie jak ją ogarnąć. Z jednej strony, jak w Thocie, mamy rywalizację, ambicję, bardzo silną seksualność, kreatywną energię. Z drugiej w RWS mamy uzależnienie, kompulsje, przyjemności, które prowadzą do cierpienia, gdy z nimi przesadzamy. Jak to więc jest z tym Diabłem? Jest zły, czy dobry? Kreatywny czy destrukcyjny? A może to figlarny stwór, który nas zaprasza do zabawy? I pyta: czemu jesteś taki poważny?

Ta karta mówi o ambicji, ciężkiej pracy, pasji, wysiłku. Ale jednocześnie o działaniach, które mogą nas zniszczyć – bo żądza by brnąć coraz dalej, mieć coraz więcej, doznawać coraz intensywniej, jest ogromna. Poza tym władza, adrenalina – to wszystko uzależnia. Rywalizacja dostarcza emocji, które mocno napędzają i sprawiają, że ciężko z tego zrezygnować. Przede wszystkim Diabeł mówi o tym, co się dzieje w naszym umyśle – że tam coś jest niedobrego, jakaś chciwość, żądza, nienawiść, gniew, zazdrość, pragnienie, ignorancja, ślepy instynkt. I to nas popycha do działań, które niekoniecznie są dla nas na dłuższą metę dobre. Diabeł to też poczucie winy, chęć dominacji, opętanie seksem, natrętne myśli, obsesje, kompulsje, bagaż przeszłości, który gdzieś chcemy schować pod powierzchnię, ale wychodzi na wierzch i boli. To współuzależnienie, albo zbyt silna zależność od innych. A nawet może pokazać wampiryzm energetyczny, toksycznych ludzi, którzy sycą się naszą energią. Diabeł, to wszystko to, co odciąga nas od nirwany i trzyma mocno w sansarze! Czyli to, co powoduje, że w naszych umysłach nie ma przestrzeni, miłości, szczęścia, a jest całe stado splamień i szkodliwych emocji i stanów mentalnych. 

W ramach mojego antycoachingu lekcja Diabła brzmi tak: nie musisz być zwycięzcą, a najlepiej nie bierz udziału w żadnym wyścigu. Idealnie jest nie dążyć do niczego, tylko cieszyć się bieżącym momentem, rozkoszować się zapachem lipy i błękitem nieba. Odpuszczać wszystko, co pojawia się w umyśle, szczególnie natrętne narracje i myśli, które dotyczącą jakiejś walki z kimś. Nie żyć w przeszłości, ani przyszłości, tylko być w pełni tu i teraz. Zamiast siedzieć na karmicznej poduszce bólu, żądzy, nienasycenia, łyknąć pigułkę spokoju i stabilności. Diabeł może być kreatywną energią, twórczą, nieskrępowaną siłą natury, może być outsiderem, który idzie swoją drogą, albo kimś kto ma ogromną samoświadomość swoich negatywnych wzorców i blokad, dzięki czemu może się od nich uwolnić. Wystawia język, bo nie traktuje niczego poważnie – rzeczywistość to żart, nietrwały sen, matrix. Do niczego nie lgnie, bo wie, że i tak, wszystko się rozpadnie i pęknie niczym mydlana bańka. Tak samo cieszy się z sukcesu, jak z porażki. I przede wszystkim jest asertywny, olewa konwenanse i normy społeczne. Diabeł to też proces uleczenia głębokich traum. Diabeł odsłania naszą mroczną stronę, podaje na tacy nasz cień i karze nam się z nim zmierzyć. Bez upiększeń pokazuje jacy jesteśmy. 

Jego dobra strona to umiejętność cieszenia się życiem, fascynacja wszystkimi jego przejawami, nie wypieranie żadnego z jego aspektów. W pozytywnej odsłonie mówi o osobie, która potrafi wyrażać swoje pragnienia i niczego nie tłumi, buduje silne związki i mocne relacje, osiąga sukces i korzysta z życia. To osoba, która jest wolna, zrzuciła kajdany – uzależnień, konwenansów, ciężkich relacji, wampirów energetycznych. Bo pozytywną odsłoną Diabła jest wolność i uzdrowienie. Można to osiągnąć poprzez stopniową naukę odpuszczania połączoną z relaksowaniem i stabilnością ciała, ciszą oddechu i zgłębianiem przestrzeni umysłu. Jak pokazuje historią z Plutonicą, nawet najbardziej ambitne i żądne chwały osoby, prędzej czy później dochodzą do tego miejsca, w którym nic tak nie cieszy, jak chwila spokoju w umyśle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Odcienie Tarota , Blogger