wtorek, 7 czerwca 2016

Marzenia ściętej głowy czyli 7 Kielichów

Marzenia ściętej głowy czyli 7 Kielichów
Siódemka Kielichów to karta, która mówi o świecie wyobraźni, marzeń, snów, iluzji i projekcji. Co za tym idzie przedstawia różne narkotyczne wizje, alkoholowe stany, te momenty, gdy percepcja jest na pograniczu trzeźwości umysłu i odlotu.
Gdy się pojawia w rozkładzie, powinniśmy zachować czujność, gdyż istnieje prawdopodobieństwo, że nie widzimy jasno i wyraźnie sytuacji. Że coś jest całkiem inne, niż się jawi. Większą rolę odgrywa wyobraźnia i nasze projekcje, niż stan faktyczny. Pokaże odmienne stany świadomości, łudzenie się, budowanie zamków na piasku. Jeśli miłość, to krótka. Jeśli plan, to nierealny. Niezdecydowanie utrudniające realizację planu. Snucie fantazyjnych wizji – w przypadku artystów jest to bardzo dobra karta. Te sny i wizje mogą okazać się realne, tylko gdy sąsiednie karty dadzą nam na to nadzieję! Sytuacja nie jest wcale beznadziejna!





Tarot marsylski: w tej talii obrazuje ona indywidualizm, postawienie na realizację swoich potrzeb i celów. To wybór by się realizować i spełniać swoje marzenia. Sytuacja sprzyja i dojrzała do tego, by ruszyć ku temu, o czym marzymy. 7 to liczba aktywna, zachęcająca do tego, by ruszyć ku nowym celom i mieć odwagę po nie sięgać. Ale też mówi o integrowaniu się z grupą. Byciu z innymi, ale nie zapominaniu o swojej indywidualności, bo istnieje groźba izolacji i poczucia wyobcowania.





RWS: przypatrzmy się dobrze tej karcie, bo ona jest dosyć nieoczywista. Mężczyzna stoi tyłem i wygląda jak cień. Przed nim na chmurce unosi się siedem kielichów wypełnionych różnymi artefaktami. Mamy małego smoka, wieniec laurowy, klejnoty, zamek, węża, tajemniczą, zakrytą postać oraz przezroczystą głowę. Czy mężczyzna jedynie obserwuje, czy może tworzy owe przedmioty? Według A. Waite karta ta wyraża siedmiostopniowy alchemiczny proces, którego zwieńczeniem jest stan doskonałości. Jeśli pokaże osiągnięcia, to niestałe i niestabilne. Przede wszystkim to wyobraźnia, kontemplacja, bajki, często to mistyczne wizje i doświadczenia. Nauką jej jest nietrwałość, bo nie zapowiada trwałych osiągnięć. To może być budowanie zamków na piasku, platoniczna miłość, ucieczka w świat wizji, ucieczka od rzeczywistości, nierealne nadzieje. To ktoś niezdecydowany. Jest tutaj zastanawianie się – czy sięgnąć po laury zwycięstwa, czy po bogactwa, a może ruszyć ku przygodzie dostarczającej adrenaliny? Jednak na myśleniu się kończy – chyba, że mamy pozycję odwróconą. Wtedy jest to wybór i świadome działanie.


Thot: Crowley nazwał tę kartę "Rozpasanie". Również ta idea ucieczki od rzeczywistości się tu pojawia, ale w nieco innej formie. Narkotycznej, alkoholowej... W formie uzależnienia, które niszczy, majaków, delirium tremens, porannych wymiotów. Z kielichów wylewa się zgniła woda, atmosfera jest dusząca, ciężka. Nie jest miło, ani fajnie. Jak to napisał Milo DuQuette: „Wenus przebywająca w Skorpionie jest tak szczęśliwa, że aż dostała mdłości.” Ta karta wyraża zwycięstwo przechodzące koło nosa ze względu na lenistwo, ale też pijaństwo, gniew, próżność, żądzę, spółkowanie, rozpustę, egoizm, kłamstwo. Mdłości spowodowane przesadzeniem z czymś. Sama Wenus w Skorpionie jest zazdrośnicą. Kocha luksus i rozkosz. Bardzo ceni zmysłowe przyjemności. Ale może być trudną partnerką – mściwą, zaborczą, wojowniczą. Zachłanną na przyjemność seksualną. Ma w sobie magnetyzm i urok. Lubi otaczać się aurą tajemniczości. To też obsesyjne emocje, namiętne uczucia, bardzo silna potrzeba bliskości. Jeśli związek, to bardzo silny. Ale i skrytość, tajemniczość.


Ogólnie: ważne jest rozróżnienie pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Karta nam przypomina, byśmy nie bujali w obłokach, tylko ocenili trzeźwo sytuację i potrafili zdecydować, co jest realne, a co jest mrzonką. Może pokazać, że możliwości jest bardzo dużo i na tym polega problem! Co wybrać, skoro mamy przed oczami tyle opcji?
Siódemka to liczba wyzwań, testów, działania, aktywności – pokazuje, że powinniśmy aktywnie odrzucić idealizowanie, bo istnieje groźba, że nie oceniamy sytuacji trzeźwym okiem. Nasza percepcja jest zaburzona. Snucie zbyt wielu planów może pochłonąć dużo energii – dobrze jest wybrać konkretną strategię działania, bo przy tej karcie istnieje ryzyko, że coś przegapimy. Pochłonie nas świat fantazji. To przecież oderwanie od rzeczywistości. Próbowanie różnych rzeczy, ale nie ma umiejętności zakończenia. Może pokazać bardzo utalentowaną osobę, która nie potrafi się skupić na jednym i dojść do mistrzostwa. Oderwanie od rzeczywistości. Platoniczna miłość.
W pytaniach o zdrowie pokaże hipochondrie.
W pytaniach o pracę przestrzega, że transakcja może nie dojść do skutku. Ktoś może nas zwodzić.
Odwrócenie: pragnienie, chęć by coś wybrać, zdziałać, projekt, realizacja; głowa w chmurach, ukryty skarb. W tej pozycji pokaże logiczne, realistyczne myślenie, ustalanie priorytetów, mocne stąpanie po ziemi.
Rada: odkryj jakie jest twoje marzenie, cel, czego tak naprawdę chcesz i idź po to. Odkryj kim jesteś i porzuć złudne wyobrażenia na swój temat. Przestań idealizować i stań mocno na ziemi. Nie rozmieniaj się na drobne. Może musisz powrócić do 6 Kielichów, by odkryć czego potrzebujesz i co sprawia, że czujesz się spełniony.
 *Już raz pisałam o 7 Kielichów, a ten post to po prostu takie rozszerzenie i uzupełnienie --> stary post

Jeśli ten post Cię zainteresował, okazał się przydatny, to zapraszam do postawienia mi wirtualnej kawy: postaw mi kawę

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Sceny łóżkowe, egzorcyzmy i spacery ze smokiem - recenzja Medieval Tarot

Sceny łóżkowe, egzorcyzmy i spacery ze smokiem - recenzja Medieval Tarot

Moja kolekcja tarota powiększyła się o nową talię. Preferuję talie ezoteryczne, bądź rekonstrukcje dawnych talii. Co zatem się stało, że postanowiłam zakupić talię, która ani nie jest rekonstrukcją żadnego z tarotów, ani nie ma w sobie ezoterycznego przekazu? Nie wiem. Może to tranzyty Urana, a może urok tych prostych obrazów nawiązujących do średniowiecza?
W tej talii nic nie jest typowe i oczywiste. Ani nie jest to kolejny klon RWS, ani nawiązanie do Thota, ani produkt marsylopodobny. Gdy ją pierwszy raz ujrzałam nie spodobała mi się i poczułam rozczarowanie. Pomyślałam: „A więc to jest ten Medieval Tarot? Ee... Słabo.” Dopiero kolejne spotkanie pozwoliło mi dostrzec jej subtelny urok i pocieszność. Chociaż ciągle się zastanawiam co to za dziwaczną talię sobie sprawiłam!
Jest w niej luz, a nie średniowieczny patos i manieryzm. To zasługa artysty Guido Zibordiego Marchesiego, który na swoim koncie ma sporo różnych talii, w tym znaną i lubianą talię Bruegela, czy Giotta. Na tyle, na ile pozwoliła mi moja znikoma znajomość włoskiego i google tłumacz, poczytałam jego biografię. Dowiedziałam się, że jest znanym malarzem z artystycznej rodziny i lubi rekonstrukcje. To by wyjaśniało dlaczego jego talie to powroty do przeszłości, do dawnych stylów, epok i próba łączenia ich z nowoczesnością. Tyle o Marchesim, przejdźmy do głównego bohatera – Tarota Średniowiecznego.
Pocieszny, dwuznaczny, intrygujący – gdybyście mi kazali opisać go w trzech słowach wybrałabym właśnie te. Anty-ezoteryczny, więc jeśli macie już dość okultystycznych symboli, seksualnej alchemii upchanej w karty, kabały, numerologii, mistyki, plejadian i czakr, to może być to miła odmiana i odpoczynek. 

Karty są specyficzne i mają inne znaczenia niż RWS. Na przykład 7 Denarów oznacza dobroczynność i bardzo mocno przypomina 6 Denarów z RWS. 10 Mieczy pokazuje scenę rodem z „Egzorcyzmów Emily Rose”. Mamy tu jakąś próbę opętania przez siły ciemności. Tylko diabeł jest malutki. Na 5 Mieczy widzimy dwójkę aniołów okładającą rózgami pokutnika. Chyba to lubi. 6 Mieczy to podróż... ale najwyraźniej ostatnia, bo postać na karcie nie za bardzo się cieszy. Na 9 Mieczy pan wyprowadza na spacer smoka. Prowadzanie dziwnych zwierząt na smyczy powtarza się i w innych miejscach. Na 8 Kielichów pan sobie chodzi z dzikiem, 9 Kielichów to może nie spacer, ale pani ciągnie za łapę lwa, a druga z niewiast depcze żółwia. 


Niektóre obrazki nie od razu ujawniają swoje znaczenie. Na przykład 6 Kielichów – na pierwszy rzut oka mamy tutaj pikantny obrazek, jakiś dziwny trójkąt, w którym jedna z osób woli biernie obserwować niż działać. Po wczytaniu się w białą książeczkę dowiemy się, że ta karta symbolizuje wspomnienia, ten pan sobie marzy i wraca myślami do dawnych chwil. Na 2 Kielichów para siedzi na brzegu łóżka i patrzy sobie romantycznie w oczy. Love is in the air. Możemy się domyślać jaki byłby ciąg dalszy tej historii. Podobnie z 3 Kielichów, chociaż niby mówi o odpoczynku. Ale kto go tam wie. Moim zdaniem opisy z białej książeczki nie zawsze pasują do kart. Dziwny Giermek Denarów bije pokłon przed monetą, czy raczej się dystansuje? 

Wielkie Arkana i karty dworskie bardzo mi się podobają. Proste, czytelne. Pocieszny Diabeł jest trochę baśniowy, w ogóle nie kojarzy mi się z uzależnieniem. Raczej walecznym buntownikiem. Ognistą energią kreacji, z mocą, ambicją. Śmierć jest doskonała – wyraża idee memento mori, przypomina o przemijalności. Myślę, że będę jej używać bez białej książeczki, tylko raczej dam się w pełni ponieść wyobraźni. Bardzo dobra, nietypowa talia! Lubię!


Dla kogo: dla osób, które szukają nieszablonowych talii, nie są przywiązane do RWS, kochają klimat wieków średnich i lubią prostotę.
Z minusów: jakość mogłaby być lepsza, gramatura nie jest zbyt duża.

środa, 1 czerwca 2016

Przytul swój Księżyc

Przytul swój Księżyc
Dzień dziecka to dobra okazja, by znów poczuć beztroskę i luz. By nawiązać kontakt ze swoją częścią, którą można określić jako „wewnętrzne dziecko”. Do takiej analizy i przyglądania się sobie świetnie nadaje się rozkład „Wewnętrzne dziecko” z książki A. Chrzanowskiej „Świat tarota. Rozkłady”. Co to za rozkład i po co się go robi? Na przykład by odkryć tą naiwną, beztroską, wrażliwą, otwartą, ciepłą część naszej osobowości, z którą nie każdy z nas ma kontakt (to do Ciebie, Saturniku ;) ). Oznacza to nawiązanie kontaktu ze swoją wewnętrzną, dziecinną częścią, zintegrowanie wspomnień z dzieciństwa i zaakceptowanie ich. Wykrzesanie z siebie współczucia i miłości dla samego siebie. Przyjrzenie się swoim emocjom, uczuciom, potrzebom. Zadanie pytania o to, jakie jest Twoje wewnętrzne dziecko? Wściekłe? Urażone? Zafoszone? Smutne? Szczęśliwe? Pełne miłości? A może czegoś potrzebuje?

1. Co jest głównym problemem?
2. Co mówi na jego temat wewnętrzne dziecko?
3. Która z dróg do wewnętrznego dziecka została zablokowana?
4. Jak można otworzyć tę drogę?
5. W jaki sposób pomoże to w rozwiązaniu bieżących problemów?
6. Co w konsekwencji mi to przyniesie?

Troska o nasze wewnętrzne dziecko wiąże się z karmieniem Księżyca. To właśnie ta planeta pokazuje naszą receptywną, emocjonalną część, mówi o naszych potrzebach, dzieciństwie, relacjach z kobietami. Pokaże czy nasze wewnętrzne dziecko jest zbudowane z deficytów, czy może jest stabilne i spełnione. Praca z wewnętrznym dzieckiem to umiejętność czerpania z księżycowej energii, wyrażania jej i dzielenia się nią. Odcięcie od księżycowej energii może prowadzić do tego, że nie umiemy budować satysfakcjonujących związków, ani kochać siebie samych, borykamy się ze zdrowotnymi problemami czy emocjonalnymi zawirowaniami. To też przynosi sytuacje, w których nie pozwala się sobie na luz, a dąży do perfekcjonizmu i braku wytchnienia. Karmienie Księżyca, jak to uczy W. Jóźwiak, polega na tym, że robimy to, co wzmacnia daną energię i jest z nią zgodne. Zatem by skutecznie nakarmić Księżyc idealnym zajęciem jest praca w ogrodzie, dbanie o kwiaty, zabawa z kotami i psami, przytulanie się do mamy, wolontariat w schronisku. Ale i uświadamianie sobie swoich uczuć, kontakt z nimi. Zaufanie do siebie. Balans w dawaniu i braniu troski oraz ciepła. Zdrowe odżywianie, dbanie o ciało, o umysł, o harmonijne relacje z otoczeniem. Dużo przytulania. Przede wszystkim nauczenie się otwartości i spontaniczności – bycia niczym dziecko, które potrafi okazywać uczucia i nie chowa ich za kurtyną. Ani nie przejmuje się tak wszystkim, bo już po minucie coś nowego pochłania jego uwagę. Dla Księżyców w Koziorożcu może to brzmi jak powieść science-fiction. Uszkodzone Księżyce Saturnem, czy Plutonem też pewnie nie wiedzą jak to można ogarnąć. Ale powolutku - nie jest to wcale takie niemożliwe!
Tarotowy Księżyc mówi o tym, co ukryte, lękach, koszmarach, ale i wizjach oraz snach. Pokazuje, że wyobraźnia jest świetnym narzędziem do porządkowania trudnych treści, które się wyłaniają z głębin nieświadomości. Czyli mówi o tym, że sztuka, wszelka twórczość, jest idealną formą do radzenia sobie z deficytami księżycowymi. Szczególnie taka mocno spontaniczna i swobodna. Może być to doskonałym sposobem na przytulanie i karmienie Księżyca. A tarotowy Księżyc nam radzi: "zanurz się głębiej, wejdź w swój mrok i oswój go. Zaprzyjaźnij się ze swoim bólem i lękiem. Przytul swoje emocje i nie chowaj ich za kurtyną".

wtorek, 31 maja 2016

Tarot Rider-Waite'a to klon...Ridera-Waite'a? Wait...What?!

Tarot Rider-Waite'a to klon...Ridera-Waite'a? Wait...What?!


Tak moi mili, jedna z najbardziej znanych talii tarota nie jest wcale pierwszą i oryginalną wersją. A po prostu najbardziej spopularyzowanym wydaniem i to nieco różniącym się od oryginału. W zasadzie to te odmienności sprowadzają się do tego, że pierwowzór był malowany w mniej intensywnej tonacji, na rewersie są niebiesko-białe lilie i niektóre karty różnią się niemal niezauważalnymi detalami. 



RWS ma tyle różnych wariantów, że można się w tym pogubić. Giant, Golden, Radiant, Aquatic, Universal Tarot, Vice-Versa, Albano-Waite, Morgan-Greer... mam wymieniać dalej? Jest tego sporo, plus cały stos nowych talii, które do RWS bardziej lub mniej nawiązują. Jest w tych kartach wiele przypadkowości, ale i wiele symboli, których znaczenie przestało być używane i mało kto odczytuje tę talię przez pryzmat jej nawiązań do chrześcijaństwa. Zresztą Waite wydał drugą, mniej znaną talię (tzw. Waite-Trinick), w której jego system mistycznego chrześcijaństwa w pełni się zamanifestował. Talię RWS albo się uwielbia, albo nienawidzi. Niektórzy tarociści otwarcie wyrażali swoją niechęć do niej, jak np. A. Jodorowsky, który uważał, że to bardzo odpychająca talia. Inni twierdzili (m.in.W. Jóźwiak), że Waite'owi udało się jedynie zepsuć tarota. 


Jest w niej dużo mroku, a A. Waite do końca chyba nie rozumiał energii mieczy, albo po prostu rozumiał ją na swój depresyjno-mroczny sposób jako coś przykrego i bolesnego. Wystarczy otworzyć pierwszy lepszy opis dworu mieczy w „Pictorial Key to Tarot” i już widzimy w czym tkwi problem. Osoby, które potem przestawiają się na Thota mogą czuć małe zamieszanie widząc nagle, że miecze mogą nieść w sobie pozytywny przekaz. Po oswojeniu się można dostrzec, że jest w tym sens, bo przecież żywioł powietrza to umysł, intelekt, informacje, a nie smutek, wdowieństwo i pogrzeb!
Arthur Edward Waite przyszedł na świat 02.10.1857 r. w Nowym Jorku. Jego życie nie było usłane różami, może dlatego ten jego tarot ma taką smutną stronę? Jego ojciec, kapitan statku, zmarł podczas wyprawy morskiej w 1858 r. i został pochowany na morzu. Niedługo potem zmarła jego siostra. Wraz z matką i drugą siostrą przeprowadził się do Londynu. W 1874 stracił drugą siostrę, a wraz z tym traumatycznym wydarzeniem ogarnął młodego Artura kryzys wiary. Zwątpił w katolicyzm i rozpoczął swoją przygodę z teozofią. Jednak i to nie dawało mu pełnej satysfakcji, toteż zaczął pracować nad swoim własnym systemem duchowości chrześcijańskiej. W międzyczasie założył rodzinę i jako, że nie było mu łatwo wiązać koniec z końcem utrzymując się z tłumaczeń alchemicznych tekstów, podjął pracę jako kierownik handlowy w mleczarni. W 1924 jego żona zmarła i niedługo później Waite poślubił swoją uczennicę. 19 maja 1947 r. zmarł i tak w wielkim skrócie można przedstawić jego biografię.


Był nie tylko twórcą talii tarota, ale i historykiem ezoteryki, tłumaczem (to właśnie Waite zajął się przekładami dzieł Eliphasa Levi'ego), autorem książek z zakresu alchemii, kabały, mistycyzmu. Początkowo związał się z Hermetycznym Zakonem Złotego Brzasku. W 1903 roku Złoty Brzask się rozpadł i Waite przejął kontrolę nad Świątynią Izydy-Uranii, w której chciał wprowadzić praktyki związane z mistyką chrześcijańską. W 1914 jednak Waite zamknął świątynię, gdyż powstał konflikt związany z tym, iż wprowadzał do rytuału elementy mistyki chrześcijańskiej, a pozostali członkowie nie chcieli się na to zgodzić. A. E. Waite od 1900 coraz mocniej kierował się w stronę chrześcijaństwa interpretowanego przez pryzmat kabały. A jego kolejna talia, która powstała przy współpracy z J. Trinickiem, jest już bardzo mocno przesiąknięta mistyką chrześcijańską. Waite rozumiał tarota jako mapę pokazującą ścieżkę ze świata ludzkiego do boskości. Podobnie jak widzieli to kabaliści, według których każda karta była kolejnym etapem na drzewie życia. Zgodnie z tą interpretacją Wielkie Arkana pokazują ścieżki łączące poszczególne sefiroty.

W 1909 roku wydał talię, która stała się klasyką tarota. Są w niej nawiązania do ezoterycznego chrześcijaństwa, kabały, masonerii, astrologii, do symboliki, jaką posługiwał się Levi, Papus, czy P. Christian. W tej talii ogromną rolę odgrywają symbole słoneczne i złoto – pokazują duchową transformację, przejście od niskiego świata materii, do boskości i świetlistości. Róże to ukłon w stronę różkokrzyżowców – widać je w wielu różnych miejscach, choćby na karcie Śmierć. Kostucha dzierży w kościstej dłoni czarną flagę z emblematem mistycznej róży symbolizującej życie.Czy na karcie Głupiec - mężczyzna trzyma w dłoni biały kwiat. 
To, że chodził własnymi ścieżkami dobrze widać również w tym, że nie kopiował tarota złotobrzaskowego. Na przykład nie ma u Waite'a połączeń kart z hebrajskimi literami. Jest za to nawiązanie do celtyckiej mitologii i poszukiwania Św. Graala. To właśnie A.E. Waite zafascynowany szukaniem korespondencji między Celtami a Tarotem ułożył jeden z najbardziej popularnych rozkładów tarota – krzyż celtycki! Do tej pory jest on stosowany niemal przez każdą osobą parającą się dywinacją. Waite chciał ułożyć metodę prognozowania, którą nazwał „Starożytną Celtycką Metodą Wróżenia”, a jako że to stanowczo zbyt długa nazwa, to funkcjonuje obecnie jako „krzyż celtycki”. Chociaż Waite nie wyjaśnił na czym owo nawiązanie do Celtów polega i do dziś pozostaje to zagadką.






 Wielu tarocistów poleca początkującym by studiowanie tarota rozpoczęli właśnie od niej. Czy to najgorszy tarot na świecie, czy najgenialniejszy - nie mnie to oceniać. Na pewno bogaty w symbolikę i zawierający w sobie biografie swoich twórców. I wcale nie taki prosty, jak się potocznie myśli.
Tutaj post o inspiracjach Pameli Coleman Smith --> http://44odcienietarota.blogspot.com/2015/05/troche-o-ulubionym-kocie-pameli-colman.html

niedziela, 29 maja 2016

Saturniku, powstań z kolan!

Saturniku, powstań z kolan!
Gdy przychodzi na świat nowy Saturnik, to śmiało można mu podarować podręczny zestaw do samobiczowania. Prędzej czy później doceni ten wyszukany dar i zrobi z niego użytek. Na kolejne urodziny pejcze i biografię Św. Szczepana, ewentualnie portret Św. Wojciecha – każdy męczennik mile widziany na ścianie porządnego Saturnika. W końcu każdy potrzebuje źródła inspiracji, a spoglądanie na umęczoną twarz spragnioną duchowości jest dla Saturnika idealną pożywką. Zastanawiasz się czy mała rzeźba przedstawiająca Szymona Słupnika świecąca w ciemności to dobry prezent na 30 urodziny? Zdecydowanie! 

W tym odrobinkę prześmiewczym wstępie chcę pokazać, że tym, co lubią ludzie naznaczeni trudnym* Saturnem jest troska, martwienie się. Takie mają hobby. Jedni zbierają znaczki, inni lubią dalekie podróże, czy wspinaczkę wysokogórską. A saturniarz się martwi. Jak nie ma czym, to sobie coś wymyśli, znajdzie, wyszuka, albo wróci do czegoś z przeszłości, co dawno temu było źródłem utrapienia. Gdy opowiadasz coś Saturnikowi, on usłyszy najwyraźniej to, co najgorsze, najsmutniejsze i oczywiście weźmie to do siebie. Bo może mieć problem z odbiorem pozytywnych treści. Czasem przyswaja je z trudnością i z brakiem ufności. Jeśli coś miłego usłyszy, to zaraz uruchamia sobie w głowie głos wewnętrznego krytyka, który szepcze: „to pomyłka, nie chodzi o ciebie przecież”, „raz ci się udało coś fajnego, to przypadek”, „dupa tam”, „i tak umrę, na co mi to”. Jest to wewnętrzny system zaprogramowany na to, by Saturnik miał jak najmniej radości z życia. Bo w zasadzie o to mu chodzi – radość jest stanem, którego się boi. Gdy jest dobrze, to przeraża, że to minie i będzie zaraz gorzej, trudniej, boleśniej. Saturnik wybierze pesymistyczną wersję, bo w niej czuje się lepiej. Jak to powiedział Woody Allen w jednym swoim filmie: „Dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pełna... trucizny!”
Saturn karmi się dyscypliną, regułami, prawami, ograniczeniami, powagą, ascezą, wyrzeczeniem, ale też filozofią, astrologią. Wbrew pozorom saturnik ma swoją jasną i mocną stronę, której wiele zawdzięcza i która może go daleko zaprowadzić. Bo Saturn jest wytrwały i cierpliwy. Ta planeta może się niesamowicie pozytywnie zamanifestować! Bardzo istotne jest to, by osoba naznaczona Saturnem potrafiła dostrzec swoje mocne strony. Kolejnym punktem w tym procesie jest zaprzestanie karmienia tej planety. Najłatwiej jest to zrobić poprzez skoncentrowanie się na karmieniu jakiejś innej. Na przykład Wenus. Karmienie Wenus może się okazać całkiem fajne i stopniowo Saturnik osłabi swoją skorupę i koleiny. Odżywianie tej planety to otworzenie się na różnego rodzaju przyjemności, rozrywki, lenistwo. Pomocny może być również kontakt z Wenusowcem, którego energia załagodzi ciężkie wpływy Kronosa. Ale co zrobić z tymi myślami, które sprowadzają Saturnika w dół i odbierają radość życia? Może zabrzmi to banalnie, ale jest to dosyć trudne – kluczowe jest zarządzanie myślami. 

Zarządzanie myślami, czy emocjami łatwe nie jest. Jednak każda myśl, której poświęcamy uwagę jest zasilana i wzmacniana. Im więcej ma uwagi, tym trudniej jej się pozbyć. Aż staje się nawykiem, którego nie sposób usunąć bez włożenia w to większego wysiłku. Współczesna psychologia sporo mówi o tym jak skutecznie zarządzać (nie kontrolować, bo to jest siłowe i męczące) tym, co się dzieje w naszych głowach. Ale podobne techniki znane już były w dawnych Indiach, o czym możemy poczytać chociażby w Jogasutrach. Zarządzanie myślami i emocjami to bardzo istotny element jogicznej ścieżki:

witarka-badhane pratipaksza-bhawanam ||2.33||

Dosłownie oznacza to, że gdy tylko pojawią się negatywne myśli należy je zastąpić ich przeciwieństwem. Pozwala to przezwyciężyć wszelkie pojawiające się słabości. Negatywne myśli pojawiają się wciąż w umyśle z powodu sanskar. Można w uproszczeniu powiedzieć, że sanskary to ślady odciśnięte w umyśle. To one powodują pojawianie się kolejnych myśli, emocji, stanów umysłowych. Jest to takie samo-napędzające się koło, które można przerwać poprzez świadomy wysiłek. Niemoralne czyny, myśli czy słowa zostawiają negatywne ślady w nieświadomości. Patańdżali nie radzi aby krytykować siebie za negatywne myśli, ale aby zarządzić nimi gdy tylko się pojawią. Wjasa w swoim komentarzu tłumaczy to w następujący sposób: gdy tylko pojawi się myśl w rodzaju: „nienawidzę go“, „zazdroszczę wszystkiego“ itd., należy wytworzyć myśl przeciwną „kocham czujące istoty", „cieszę się szczęściem innych“ itd. Wjasa pisze:

„Płonąc w ogniu tego świata, przyjąłem schronienie w jodze poświęcając się dobru wszystkich istot; po wyrzeczeniu się negatywnych myśli gdybym znów do nich powrócił byłbym jak pies liżący własne wymiociny“.

Zrobiło się poważnie, Patańdżali musiał być Saturnikiem! Wjasa zresztą też na 100 % miał mocnego Saturna. Inaczej częściej sypali by żartami, a tak to jednak nie jest łatwo zgłębiać się w ich hermetyczny język. Zostawmy jednak na boku tę technikę i omówmy kolejną. Odpuszczanie i relaks – niektórym przychodzi to naturalnie, jednak Saturnik musi się namęczyć by się zrelaksować.
Bardzo pomocną techniką jest postrzeganie myśli i emocji jako chmur. Dostrzeżenie ich ulotnej, krótkotrwałej natury. Takie ćwiczenie pozwala stworzyć dystans i osłabia stopniowo wewnętrzną narrację. Myśl pojawia się i odpływa – niczym obłok na błękitnym niebie umysłu. Jest świadomość tej myśl i pozwolenie by zniknęła. Dotyczy to emocji – lęków, gniewu, zazdrości. Puszczenie emocji i myśli polega na tym, że nie zasilamy ich uwagą. Dobrze jest pomyśleć „to tylko myśli, to nie jest rzeczywistość, ale jakiś chwilowy, uwarunkowany stan”. Nawet jak to dużo cierpienia, typowa 9 Mieczy, a może nawet 10 Mieczy – stany bólu, kresu, depresji, braku nadziei. Można być 9 Mieczy – wejść w koszmar i nakręcać go myślami, trzymać się go kurczowo. Można też puścić myśli, emocje, lęki i zrozumieć, że one są równie uwarunkowane jak cała rzeczywistość. Powstają, bo coś je wywołało, a w innych okolicznościach znikają. Nie ma w nich żadnego trwałego rdzenia.
W talii RWS trójka mieczy przedstawia ból, który trwa, bo nie umie się odpuścić. Strzały bolesnych myśli przeszywają całe ciało. Człowiek przekuty na wylot niczym laleczka voodoo pogrąża się w głębokim smutku. A wystarczy odwrócić tę kartę i miecze wylecą. Obolałe serce się od nich uwolni i przyjdzie ukojenie. Zrozumienie, że póki trzyma się w sobie żal, pielęgnuje i zasila ból, cierpienie, wyrzuty sumienia, zmartwienia, troski, konflikty, to one trwają. Sami nadajemy im siłę. Tworzymy je i umacniamy. 

*Oczywiście Saturn dobrze postawiony może symbolizować wiele korzystnych i pozytywnych cech. Nie chcę demonizować tej planety.

poniedziałek, 2 maja 2016

Saturniku, naucz się odpoczywać! Lekcja Głupca dla saturników.

Saturniku, naucz się odpoczywać! Lekcja Głupca dla saturników.
Nie wiem kto wymyślił wakacje, ale musiała to być bardzo inteligentna osoba, która wie, co robi. Wakacje (z definicji) są najprzyjemniejszym okresem w życiu każdego człowieka. Chyba, że… no właśnie… chyba, że mamy do czynienia ze smutnym i zestresowanym saturnikiem, który unika wakacji jak ognia i brzydzi się odpoczynkiem. Może się to wydawać nieprawdopodobne, ale z obserwacji wiem, że to jest bardzo prawdziwe. Taki saturnik ucieknie przed każdą formą relaksu, byle tylko mieć jak najwięcej pracy, obowiązków i grafik wypchany po brzegi na najbliższe lata. Można to nazwać pracoholizmem, a gdy pojawia się ten niewdzięczny przyrostek (-holizm), to już wiemy, że sprawa jest na tyle poważna, że pora przestać się uśmiechać. Pracoholizm jest zaburzeniem przypominającym inne uzależnienia – alkoholizm, od hazardu, seksoholizm. Pracoholik od czegoś ucieka, albo „coś sobie robi”, tym, że jego życie wypełnione jest pracą, obowiązkami i kompulsywną potrzebą zajmowania się czymś. Niby wydaje się to świetne – pracowitość jest doceniania w naszej kulturze. Pracoholicy wiele osiągają, mają dużo pieniędzy i wspinają się po szczeblach kariery. Dlaczego więc to uzależnienie miałoby w ogóle być problemem? Czy osoba o zdrowych zmysłach może komuś wytykać to, że pracuje za dużo?

Nawet, gdy taki saturnik zostaje zmuszony do wakacji, to myśli o pracy. Idzie na randkę, a w głowie ma wykresy i tabelki, którymi zajmie się, gdy tylko wróci. Ogląda film i ma wyrzuty sumienia, że nie powinien. A potem, gdy już wyczerpanie sięga zenitu zapisuje się na jogę i mindfullness by zaradzić problemom z kręgosłupem, krążeniem, stresem i wrzodami. A można przecież tego uniknąć. Znam przypadek osoby, która trafiła do szpitala z powodu swojego pracoholizmu i wypisała się po 30 godzinach bo już nie mogła wytrzymać bez pracy!
Well, wychodzi na to, że to nie żarty. Pracoholizmowi towarzyszy chroniczny stres, napięcie, problemy ze snem, obniżony nastrój. Pamiętajcie o tym, że stres jest cichym zabójcą – powolutku kradnie całą energię, osłabia, pojawiają się wrzody, choroby układu krążenia, wyczerpanie i śmierć. Osoby narażone na długotrwały stres wypalają się psychicznie, fizycznie, energetycznie. Tracą radość życia. Taki pracoholik trzyma się więc tej swojej pracy, bo już tylko ona nadaje jego egzystencji jakąś namiastkę sensu. Kolejne sukcesy cieszą na chwilę, bo gdy przejdzie krótki entuzjazm pojawia się pustka i poczucie, że to wciąż za mało. Nie ma nic smutniejszego. Osoby z uszkodzonym Saturnem, albo wyrazistym i mocnym, bez pozytywnego wsparcia innych planet, chyba wiedzą o czym tu mówię. Koniunkcje (opozycje, kwadratury) Saturna z Marsem, czasem z Księżycem, Pluton połączony z Saturnem – czujecie ten problem? Jeśli tak, to teraz drugi krok – przezwyciężenie pracoholizmu.

Jak przezwyciężyć pracoholizm i odzyskać radość życia? I tu pora na to, aby wkroczył Głupiec i jego lekcja! Jedna z najbardziej beztroskich kart. Głupiec nie wie co go czeka za zakrętem, ale nie musi wiedzieć – fascynuje go przygoda. Cieszy się życiem i niespodziankami, jakie ono niesie. Czeka na nie z otwartością. Nie potrzebuje kontrolować siebie, bo idzie z falą wydarzeń i daje się jej nieść. Ma w dupie konwenanse i reakcje innych ludzi. Jest wolny. Całkowicie i w pełni wolny. Robi co chce, szuka nowych wyzwań. Wszystko, co go spotyka jest doświadczeniem, które sobie zbiera do worka. Odpuszcza i idzie dalej. Doskonale balansując w tym pokręconym tańcu rzeczywistości. Jest tak bardzo wolny, wewnątrzsterowny, że nikt nie może wpłynąć na jego samopoczucie. To doskonale czysty umysł zen – nie ma dla niego żadnych ograniczeń, barier, problemów. Życie jest przygodą, tańcem, polem doświadczeń. Ma w sobie luz. Jest pełen dystansu, auto-ironii, poczucia humoru. Nie traktuje życia zbyt poważnie, bo wie, że to tylko sen, iluzja, maja, matrix, projekcja, domek z piasku. Dlatego ma dużo dystansu i śmieje się ze wszystkiego.
Czy Saturnik może stać się Głupcem? Zabetoniony w swoich saturnicznych koleinach może wejść w beztroskę i luz? Tak. Może i nawet powinien się tego nauczyć. Poddać się temu intuicyjnemu głosowi, który mówi, by nie traktować niczego aż tak bardzo serio. By zainteresować się filozofią slow life, slow food i w ogóle slow. Zwolnić i być tu i teraz w pełni. Uspokoić umysł, myśli, serce. Wejść w rytm fal kosmosu i bawić się ich przepływem. Tak jak beztroski i naiwny Głupiec, który nie myśli za dużo. I to jest jego największym atutem.

czwartek, 7 kwietnia 2016

To nie jest post o pluszowych misiach, czyli lekcja Wieży

To nie jest post o pluszowych misiach, czyli lekcja Wieży
Kolega powiedział mi kiedyś pewną mądrość: „Co mnie nie zabije, to ja zabiję. I zjem.” Podoba mi się ta strategia dotycząca trudnych sytuacji, bo traktowanie przeszkód i stresów jako wyzwań, którym należy stawić czoła jest dużo korzystniejsze niż strategia lękowo-ucieczkowa. Ale co wtedy, gdy okazuje się, że życie nas jednak rozkłada na łopatki, przeżuwa i wypluwa, a jedyne co pozostaje to smak mdłej traumy i brak sił by się podnieść? Trauma to jedno z zagadnień, które mnie nurtuje od lat. Wiąże się to z moim poznawaniem karty Wieży, której lekcja do traumy pasuje idealnie. Wieża to wydarzenia nagłe, przychodzące z zewnątrz (lub z wewnątrz), uderzające nas swoją siłą. Niespodziewane zawalenie się czyjegoś świata, planów, marzeń, dążeń. Pozostawia po sobie gruzy. Ale Wieża to również Dom Boga. Jak to zauważył A. Jodorowsky, to jedyna karta, na której został przedstawiony Absolut. To jak to? Może jest w tym całym cierpieniu jakiś sens?

Miłość i szczęście nie uczą nas niczego, tylko potwierdzają, ze jesteśmy na właściwej drodze.
Trudności uczą nas kim jesteśmy, głębiny cierpienia nas tworzą.
Trauma jest potrzebna. I wcale nie chcę tu sugerować, że powinniśmy cierpieć i cierpliwie nieść swoje krzyże! Dajcie spokój, chodzi mi o coś zgoła innego. Gdy już spotyka nas trauma, nie jest to przypadek, nie jest to jakaś loteria. Jak to ujął Cortazar „przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu”. Pomyśl o tym. Jakie funkcje może pełnić trauma, która polega na niewyobrażalnym i przekraczającym wszelkie granice cierpieniu? Ano takie, że pomaga w rozwoju, może pomóc przebudzić różne uśpione moce, zdolności (wielu ludzi zajmujących się wizjami/astrologią miało jakieś doświadczenia bliskie śmierci). Jeśli człowiek potrafi tę energię wykorzystać i jest na drodze duchowej, to będzie to dla niego bardzo duży napęd do rozwoju. Ale co z tym Absolutem? No właśnie, to jest najciekawsze w lekcji Wieży. Ogień z nieba burzy całą misterną konstrukcje, ludzie lecą jak muchy, cegły się kruszą… I to jest ten moment, w którym masz szansę dostrzec jak bardzo wszystko to, co Cię otacza jest iluzją, matrixem, projekcją, snem, wyobrażeniem, marą, mają. Rzeczywistość jest jak mydlana bańka, kropla rosy na liściu, zamek z piasku. O tym mówi lekcja Wieży – ten sen rozpadnie się, śnisz go do momentu śmierci, potem wejdziesz w nowy, w inny. Doświadczenie Wieży jest tą lekcją, w której masz szansę to przejrzeć i doświadczyć. Możesz to wykorzystać i pójść w stronę boskiego płomienia, którego iskry migają między cegłami. Albo możesz to zaprzepaścić. Bo zawsze jest wybór. Lekcja Wieży, rozpadu, dezintegracji, pokazuje czym jest nasz świat, nasze ciało, nasz umysł. Boli jak fix, ale jednocześnie może zasilić energią do pełnego uzdrowienia na najgłębszym poziomie. Wieża to karta przedstawiająca nic innego jak… Oświecenie. To karta przebudzenia i poznania natury rzeczywistości. W takich codziennych sprawach może mówić o przebłysku geniuszu, nagłych pomysłach, inspiracji, celebracji, wytrysku, otwartości, otwartości na coś nowego. To karta ulgi, pozbycia się czegoś, czego było za dużo i co było niepotrzebne. Pokazuje, że po burzy przychodzi spokój. Że oczyszczenie jest konieczne, by można było zbudować coś nowego. Jeśli nie zrobimy miejsca na nowe rzeczy, to będziemy grzęźli w błocie przeszłości niosąc na sobie niepotrzebny bagaż. Ogień Wieży wypala wszystko i pozostawia po sobie przestrzeń na budowę nowej konstrukcji – lepszej, doskonalszej, wspanialszej. To, co było niepotrzebne i już nam nie służyło odeszło. To, co nie sprzyjało naszemu rozwojowi zostało wypalone.
Wieża nas wzbogaca – uzbrojeni w wiedzę i doświadczenia możemy wydajniej działać i służyć pomocą innym, wiedzieć jak się zachować i jak przetrwać. Mamy w sobie siłę – skoro przetrwaliśmy Wieżę, to przetrwamy wszystko. Wieża to też narodziny – w tym świecie zbudowanym na dualizmach skoro coś umarło, to coś się musi narodzić. Pokazuje to Gwiazda. Ale to już kolejna tarotowa lekcja.


Do napisania tego tekstu mocno zainspirowała mnie rozmowa z Władkiem – dziękuję!:) :) :) 

piątek, 11 marca 2016

Lekcja Rydwanu, czyli o depresji

Lekcja Rydwanu, czyli o depresji
„Dlaczego Rydwan?” Zapytacie, gdyż ta karta przecież nie przywodzi na myśl depresji. Ale właśnie dlatego ją wybrałam, bo mówi o bardzo silnej, ukierunkowanej energii, która popycha do działania. Jest to jedna z najbardziej aktywnych kart, a człowiek w depresji jest tego całkowitym przeciwieństwem. Jest zablokowanym antyrydwanem, który nie ma motywacji, sił, energii, woli.



Słowo „depresja” jest niestety zbyt często nadużywane. Komuś się zrobiło smutno, bo koleżanka powiedziała, że nowa fryzura jest brzydka i postarza o milion lat, i już mówi o depresji. Kilkudniowa chandra to też nie jest depresja. Depresja to schorzenie dotykające naszą całą psycho-fizyczną konstrukcję, gdyż przejawia się zarówno w ciele, jak i w umyśle. Jedzenie zaczyna smakować jak popiół, traci się kontakt z ciałem, może pojawić się tak silna obojętność, że już osobę z depresję przestaje obchodzić czy idzie do sklepu w tłustych włosach czy swetrze poplamionym keczupem i pastą do zębów. Tak silna anhedonia, że jedyną czynnością na jaką się ma energię jest leżenie na łóżku. Najgorsze jednak są huśtawki nastroju wahające się od tak głębokiego smutku, że samobójstwo wydaje się być ratunkiem, po obojętność na wszystko, co się wydarzy. W umyśle pojawiają się filmy pokazujące wydarzenia z przeszłości, które wciąż wracają, powodując bardzo silne poczucie winy, lęk przed piekłem, niską samoocenę. Ten stan może trwać kilka lat. Może mieć różne stopnie nasilenia. Człowiek z depresją może zdobyć się na różnego rodzaju aktywność – chodzić do pracy, osiągać sukcesy. Ale gdzieś tam w środku jest ten demon smutku pożerający jakiekolwiek zalążki dobrego samopoczucia
Depresja jest złożona. Bardzo głębokie jej odmiany wymagają radykalniejszych form leczenia, nawet niekiedy stosuje się elektrowstrząsy. Taką depresją się tu nie zajmujemy, bo to jest grubsza sprawa. Ale jeśli te stany depresyjne są uciążliwe, ale nie na tak głębokim poziomie, że konieczna jest hospitalizacja, to mam tutaj kilka sposobów. Ale, jako że to lekcja Rydwanu, myślę, że najważniejsza jest jedna rzecz: chęć by z tego stanu wyjść. I to wcale nie jest takie oczywiste!
  1. Po pierwsze dobrze jest nawiązać z kimś kontakt. Z kimś z rodziny, z terapeutą, przyjacielem, nauczycielem duchowym, tarocistą, lekarzem. Z kimś, kto nie będzie mówił, że wie lepiej co wy czujecie i że po prostu lubicie się martwić, z kimś, kto nie będzie wam kazał się uśmiechnąć, ani nie powie, że przecież nie macie powodów do depresji i po prostu w dupach wam się poprzewracało. Sorry, takim poradom dziękujemy. Ludzie z depresją potrzebują akceptacji i wsparcia, a nie pouczania jak powinni się czuć. Terapia może i jest kosztowna, ale warto pójść w tę stronę, bo często okazuje się, że to wszystko co się w nas dzieje jest dużo bardziej skomplikowane. I ma drugie, trzecie i czwarte dno, którego nie byliśmy świadomi. Terapia może boleć, wkurzać, drażnić i męczyć, może być poczucie, że nic się nie zmienia, a na koniec okaże się, że i tak prowadzi was Kosmos i wystarczy wejść w rytm i nurt tych fal wydarzeń, w ten pokręcony taniec rzeczywistości i po prostu odpuścić. Ale zanim do tego dojdziecie, warto wydać te worki pieniędzy na terapię, bo człowiek z depresją nie czuje tego kontaktu ze światem, nie na takim poziomie, na którym dostrzegałby jego pokręconą harmonię.
  2. Bardzo ważne jest podejście do depresji na poziomie ciała – zadbanie o odpowiednią dietę, odrzucenie alkoholu, kawy, uzupełnienie braków witamin. Niezwykle pomocny może okazać się dziurawiec, jednak nie w formie herbaty, a w formie tinktury (wyciąg na alkoholu). Można również zaopatrzyć się w Deprim Forte, który jest preparatem z dziurawca. W depresji można utracić zdolność odczuwania ciała, bo przecież w ciele ulokowane są emocje, których człowiek dotknięty tym schorzeniem czuć nie chce. Dlatego doskonale jest próbować ten kontakt z ciałem nawiązać poprzez taniec, bieganie, jogę, tai chi, zapasy, fikołki, pajacyki, masaże, akupunkturę, hula hop. Może być na początku ciężko, ale warto. Intensywny ruch i wysiłek powoduje to, iż nasz organizm produkuje endorfiny – dzięki czemu nastrój staje się lepszy, poziom stresu spada i po prostu czujemy się wspaniale.
  3. Dobrze jest... znaleźć sobie zajęcie. Coś, co nas tak mocno zaabsorbuje, że nie będzie czasu na depresję.
  4. Jeśli odczuwacie potrzebę zewnętrznego wzmocnienia pracy z umysłem, to skonstruujcie rytuał pożegnania z depresją. Taki psycho-magiczny akt uwalniający was od tego stanu – najlepiej, żeby było to coś mocnego. Uruchomcie wyobraźnie i działajcie.
  5. Praca na poziomie ciała to bardzo ważny element, a drugim jego biegunem jest poziom umysłu. Tak jak człowiek na karcie Rydwan trzyma lejce i kieruje tym zaprzęgiem, tak i wy weźcie depresyjne stany w swoje ręce. Kieruje rydwanem bezwysiłkowo, mimowolnie, bardziej pozwala rzeczom się dziać nadającym im tylko jakiś kierunek. Ma wszystko, by osiągnąć sukces. Ma w sobie pełnię, wszelkie zasoby, ugruntowanie, moc, odwagę. Wszystko zależy od tej osoby – jej samopoczucie, stan umysłu, emocje. Jest wewnątrzsterowna, co oznacza, że inni nie mogą jej zabrać dobrego nastroju. Ma w sobie siłę, która wynika z niej samej, ze środka, a nie z tego, co mówią, czują, robią inni. Mocne ugruntowanie w sobie pozwala iść do przodu bez żadnego problemu. Każdą przeszkodę przeskakuje. Doskonale zarządza emocjami, skupiając się na tym, co dobre, odpuszczając to, co toksyczne i trudne. Nie pozwala ani jednej bolesnej myśli czy emocji na długo trwać w umyśle, bo odpuszcza te stany. Na co to komu. Jak się powozi Rydwanem, nie ma czasu na takie rzeczy. Rydwan to zarządzanie umysłem, myślami, emocjami. Zarządzanie myślami oznacza, że poświęca się czas i energię tylko na to, co jest zdrowe, potrzebne, rozwijające i korzystne. Lękowe myśli, scenariusze, martwienie się, obwinianie, surowość – odpada przy tej karcie. Postać na Rydwanie nigdy nie rozwija pesymistycznej wizji, nie traci czasu na analizę tego, co może pójść nie tak, ani na roztrząsanie wydarzeń z przeszłości, które bolały, kiedy była krzywda i łzy. Postać mknie do przodu nie patrząc w tył. Przeszłość jest zamknięta. A przed nią do zdobycia nowe, wspaniałe cele, cudowne osoby do poznania, piękne rzeczy do zobaczenia, sukcesy do osiągnięcia. Cokolwiek mogłoby w tym przeszkodzić nie jest warte najmniejszej uwagi – na tym polega ukierunkowywanie energii Rydwanu. Cień, nieświadomość jest zintegrowny – w końcu oba konie są pod kontrolą. Pozostaje tylko cieszyć się daną chwilą zanurzając się w pełni w tu i teraz. Bez tworzenia w głowie scenariuszy, bez lgnięcia do smutków, bólów, trosk i lęków. Można tak dla odmiany spróbować. Może nie jest to takie głupie.

  6. Koniecznie sprawdźcie sobie co się dzieje w waszych horoskopach. Może akurat Saturn wam siedzi na Księżycu, a wy już niepotrzebnie lecicie do apteki po jakiś xanax... Powolutku! Astrologia może nieźle pokazać, że ten zły czas się w końcu kończy, więc polecam wam to mocno.

niedziela, 24 stycznia 2016

Jak wyrzucać rzeczy po byłym facecie?

Jak wyrzucać rzeczy po byłym facecie?
Tak, ten post jest dokładnie na ten temat – jak wyrzucać pamiątki, rzeczy, które nie zostały zabrane, a które budzą całą gamę najróżniejszych wspomnień i myśli. Ten temat jest bardzo ważny, bo jak zrobicie to dobrze, to okaże się, że przeprowadziłyście właśnie najpiękniejszy i najbardziej uzdrawiający rytuał odcinania się od przeszłości! Brzmi nieźle?
Dużo tu zależy od rodzaju związku i od tego, jak rozstanie przebiegło. Najbardziej upraszczając można podzielić związki na: 1)zdrowe, 2)deficytowe. O ile w tym pierwszym przypadku wyrzucanie powinno pójść w sposób gładki i bez żadnych przeszkód, o tyle w tym drugim może się przeciągać i być odkładane na kiedyś. W przypadku związków deficytowych cały ten proces dochodzenia do siebie ciągnie się jak guma Donald, bo przecież ten związek pełnił ważną funkcję – zapełniał jakąś pustkę, lęk, brak... Dlatego łatwo nie jest, ale to nie oznacza, że w ogóle jest to niewykonalne.
Oczywiście nie namawiam do spuszczania w toalecie laptopa należącego do byłego faceta, nawet jak jest ogromna pokusa by tak zrobić. Do wyrzucania najlepsze są rzeczy naładowane silnym emocjonalnym ładunkiem. Nie chodzi o to, by wyrzucić całą szafę, ale by znaleźć to, co powoduje najwięcej rozterek, bólu, emocji. Może być to jeden przedmiot, ale ważne by bardzo mocno kojarzył się z relacją. I teraz w zależności od upodobań dobrze jest zaplanować jaki żywioł będzie najlepszy. Czyli: wrzucamy do rzeki, zakopujemy w ziemi, usypujemy wielki stos i podpalamy, a może tniemy na milion kawałków i puszczamy z wiatrem. Najważniejsze jest odnalezienie swojej drogi do wyrzucania. Nie ma przecież schematów, każdy ma swoją historię, swoje emocje i doświadczenia.
Porę można wybrać spontanicznie, albo popatrzeć na astrologię. Choć nie zawsze jest taki komfort by czekać na odpowiednią fazę Księżyca, gdy tu i teraz uwiera przeszłość. Nów na pewno jest dobry do wchodzenia w nowe rzeczy i odcinanie się od przeszłości, próżny kurs lepiej omijać szerokim łukiem.

Jeśli wybierzecie ogień pamiętajcie o bezpieczeństwie i przygotujcie sobie gaśnicę. W razie czego. Nigdy nie wiadomo. Ogień jest doskonały, bo wszystko wypala i zostawia popiół. Jako że podkreślam jak bardzo istotny jest indywidualizm na ścieżce wyrzucania, to jak przeprowadzicie podpalanie zależy od waszej duchowości i fantazji. Czy z modlitwą, czy z medytacją, czy z psychologicznym nastawieniem, że o to właśnie zaczyna się nowy rozdział w waszym cudownym życiu. Jeśli wybierzecie ziemię, to wiadomo – przyda się łopatka, lub coś innego do kopania. Ogólnie polecam ziemię, bo w naszej kulturze zakopywanie zmarłych jest rytuałem pogrzebowym. Pogrzebanie starych spraw i emocji może być dosyć silnym przeżyciem. W buddyzmie pojawia się metafora, że nie ma co nosić na plecach trupów przeszłości. Trupy przeszłości to właśnie te stare sprawy, wydarzenia, relacje, które nie dają spokoju i wracają zaburzając dobre samopoczucie. Trupy przeszłości można zakopać i odciąć się od nich w ten właśnie sposób. Woda jest mniej wymagająca jeśli chodzi o dodatkowy ekwipunek. W przypadku wyboru powietrza niezmiernie istotne jest miejsce – najlepiej szczyt Śnieżki. Nie ograniczajcie się, to ma mieć moc.
Zaawansowanym polecam też wykorzystać tarota i zaangażować karty, które o transformacji i odcinaniu mówią. Ale zaawansowani to wiedzą, więc po prostu przypominam.




Gdy już macie pomysł, wybrany żywioł, duchowe nastawienie i wiecie czy modlitwa, czy coś innego, to pora przystąpić do działania. Najważniejszą rzeczą jest powiedzenie sobie, że wszystko co robicie poświęcacie dobru wszystkich istot, szczęściu – intencja by wasze działania były dobre dla wszystkich czujących istot. Dla byłego też. No i działajcie.
Czy to od razu pomoże? Każdy człowiek jest indywidualnością ze swoją własną osobistą gamą doświadczeń. Jednej osobie pomoże od razu, u drugiej będzie to pierwszy krok na drodze do uzdrawiania przeszłości, trzecia pomyśli, że to głupoty i idzie do domu, a czwarta podziękuje żywiołom i odnajdzie w swoim sercu spokój. Różnie bywa. Rozstanie to bolesny proces, który często w swej strukturze przypomina coś w rodzaju żałoby. W końcu przeżywa się wtedy stratę, tylko przy rozstaniu pojawia się ten dodatkowy element - nadzieja. A nadzieja na powrót może mocno zablokować ruszenie naprzód. Życzę wszystkim, aby uzdrawianie przeszłości szło idealnie i bez zakłóceń. <3 metta&peace

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Lekcja Królowej Mieczy

Lekcja Królowej Mieczy
Odezwała się do mnie na skypie koleżanka, z którą dawno nie rozmawiałam. Poprosiła o to, bym rzuciła okiem na horoskop jej znajomej. Wpisałam dane do Uranii i z jednej strony zobaczyłam u niej silną potrzebę by mieć rodzinę, dom, bezpieczne gniazdo, dzieci, a z drugiej... ogromne emocjonalne trudności, blokady i problemy. Nie zdążyłam otworzyć ust, gdy koleżanka sama zaczęła opowieść.
- Ona ma ogromny problem. Jest w związku z facetem starszym o osiem lat.
- No tak, Wenus-Saturn – odpowiadam, choć mojej koleżance nic to nie wyjaśnia, ale dla mnie sprawa jest oczywista.
-Ale problemem jest to, że ten facet ma żonę i dziecko. I on w zasadzie chce od niej tylko seksu, a ona się na to godzi, bo tak mocno boi się samotności... Ona z nim nie zerwie, bo przeraża ją samotność...
Moja koleżanka z Księżycem w Rybach na Asc autentycznie przeżywała tę historię i szukała odpowiedzi. Skłoniło mnie to do refleksji – dlaczego tak bardzo obawiamy się być Królową Mieczy? Większość kobiet chce być Królową Kielichów lub Denarów – spełniać się w rodzinie, w małżeństwie, wśród bliskich, przyjaciół, karmić kogoś, dbać o kogoś. Królowa Buław też dba o swoich, ale nigdy nie zrezygnuje z siebie. Za to potrafi zamienić się w lwicę, gdy zachodzi taka konieczność. A Królowa Mieczy? Kobieta, która woli uciąć sobie rękę niż być w związku, który nie daje jej szczęścia. Ceni przede wszystkim wolność, jeśli ktoś chce jej to zabrać, to może pokazać pazurki. Rozwija się, wciąż czegoś uczy, fascynuje światem, ludźmi, życiem – może u niej być to bardziej intelektualne, niż emocjonalne. Nie lubi stać w miejscu. Ma w sobie dumę, siłę, energię. Zna swoją wartość i kocha siebie, szanuje siebie. Może być singielką – dlaczego miałoby to jej przeszkadzać? Jeśli nie ma odpowiedniego faceta na horyzoncie, to ona się zajmie czymś innym, a nie będzie wchodziła w jakąkolwiek relacje, żeby tylko zamknąć paszczę przerażającego demona lęku przed samotnością siedzącego gdzieś tam w środku. Zdrowa Królowa Mieczy jest silna psychicznie, zna swoją wartość i wie, że to o nią powinno się zabiegać, nie będzie się do nikogo dostosowywać. Królowa Mieczy będzie się cieszyć, że jest singielką. Dlaczego? Bo ma coś, co ceni najbardziej – wolność. Nikt jej nie mówi co ma robić, ma przestrzeń i nikt nie narzuca na niej kajdan. Tak wiele kobiet woli być odwróconą Królową Mieczy i wchodzić w coś, co je ograniczy, zniszczy, zdewastuje, żeby zagłuszyć czymś tę wewnętrzną pustkę. Ten lęk, że ma się wszystko na swoich barkach, ciężar przygniatający do podłogi i odbierający siły.
Mężczyzna też oczywiście może z tym archetypem tarotowym pracować, piszę używając rodzaju żeńskiego, ale adresuję post do wszystkich :)


Nauka Królowej Mieczy polega na budowaniu poczucia własnej wartości i siły poprzez pracę nad sobą. Polega na tym, by odciąć się od toksycznych osób. I znaleźć w sobie odwagę na bycie singlem. To nie jest wcale takie trudne. Bardziej przeraża lęk przed tym, co nieznane. Lęk to emocjonalna odpowiedź na scenariusze jakie snujemy w naszych umysłach dotyczące przyszłości. Praca z lękiem polega na uświadamianiu sobie jakie myśli mu towarzyszą i zastępowaniu ich przeciwnymi, pozytywnymi. Polega na powolnym programowaniu się na myślenie, że „a może jednak będzie super, a może jednak świat mnie zaskoczy na milion różnych sposobów!”. Zamiast myśleć: „nikogo nigdy nie znajdę, lepszy ten starszy facet z żoną i dzieckiem, bo może! Może mu się odmieni i wybierze mnie..?”, można pomyśleć: „jestem bardzo wartościową i wspaniałą osobą. Moje towarzystwo jest dla mnie czymś miłym, a jak kiedyś spotkam kogoś dla kogo też takie będzie, to super! Nie? To zajmę się czymś konstruktywnym!”
Bycie singlem to po prostu... bycie singlem. To wcale nie oznacza, że jest się gorszym, mniej wartościowym, o nie! Frida Kahlo malowała najgenialniejsze obrazy, gdy była sama. Wiecie co jest słabe? Dostosowywanie swojego poczucia własnej wartości do tego, czy się jest z partnerem czy nie! Dajcie spokój, od kiedy to inni ludzie mają mieć taki wpływ na nas i na to jak się czujemy? Hm? Królowa Mieczy ma wewnętrzną siłę, bo ona jest osobą wewnątrzsterowną i nikt jej tego nie zabierze.


Dobrze jest zbadać jaki jest powód bycia singlem i dlaczego coś w sferze relacji nie wychodzi. Dlatego właśnie bycie samemu to idealny czas na poznanie siebie i swoich braków, deficytów, trudności. Nie ma lepszego czasu na pracę nad samym sobą. Buddha był singlem, gdy osiągnął wyzwolenie. Pomyśl o tym. Nawet jeśli spojrzymy na mniejsze cele niż nirwana, takie jak uzdrawianie siebie, swoich deficytów – to jest właśnie sygnał od kosmosu, że pora się zająć sobą, a nie walczyć i pakować się w kolejne związki. Skoro jesteś singlem, to może kosmos daje ci wyraźny sygnał – zajmij się teraz sobą, rozwojem, emocjami, poczuciem wartości. Teraz liczysz się ty. Jaką informację może dać ci bycie singlem?
Świat, w którym żyjemy jest tak skonstruowany, że nie ma tutaj ani jednej trwałej rzeczy. Pamiętaj o tym – samotność też przemija. Wszystko, dosłownie wszystko przemija. I też nie ważne w jak bardzo negatywnym stanie psychicznym tkwisz – to też przeminie. Smutki są jak cienie – pojawiają się i znikają. Wykorzystaj swoją samotność na poznanie siebie i rozwój. Oswój się z tym i zaakceptuj. Zmieniaj lękowe myśli i scenariusze na pozytywne. Pozwól sobie na doświadczanie wszystkich stanów emocjonalnych. Single nie muszą tryskać radością. Dajcie spokój. Czy zawsze musimy być szczęśliwi, młodzi i uśmiechnięci? Tak samo jak doświadczamy wesołości, tak i powinniśmy uczyć się doświadczać smutku. Nie unikać, a pozwalać sobie na to, by go w pełni i świadomie czuć. Dlaczego nie?
Praca z lękowymi scenariuszami, które nam się kotłują w głowie to długotrwały proces. Bardzo przydatne jest skorzystanie z pomocy specjalisty. Jeśli czytacie mojego bloga, to zapewne domyślacie się, że mam na myśli astrologa i tarocistę, a nie psychologa. Astrolog powie kiedy jest szansa na odmianę losu, kiedy działać, a kiedy się wycofać.
Jeśli los rzucił wam pod nogi kłody, to możecie dać się im przygnieść i zmiażdżyć. Możecie też wykorzystać ich energię do konstruktywnych działań i pracy. To zależy od was.


piątek, 1 stycznia 2016

Tarot w Bieszczadach

Tarot w Bieszczadach






Copyright © 2016 Odcienie Tarota , Blogger